Szczęsny Wroński
MOJE ŻYCIE Z PUSIĄ W TLE
(fragmenty dziennika eseistycznego)


01.06.04

     Tak naprawdę, wszystko zostało już napisane. Świat wyobraźni i intelektu wyprztykał się do cna. Pisano z różnych pobudek: by siebie wywyższyć, poniżyć - dla zaspokojenia potrzeby zaistnienia, wyrażenia myśli i uczuć, wykrzyczenia zachwytu czy buntu, poszukiwania własnej tożsamości i prawdy, która jest podobno jedna.

     Twórczość zawsze była związana z siłami światła i ciemności, dlatego niektóre dzieła sztuki inspirują do godnego życia we wspólnocie, gdzie jest miejsce na współpracę, tolerancję i współczucie - inne zaś wprost lub między wierszami nawołują do walki o własne racje, do niszczenia przeciwnika i stawiania na swoim.

     Może zabrzmi to banalnie, jednak wszyscy pragniemy światła, tego zwykłego, widzialnego, które nasyca kolory świata i tego niewidzialnego, które sprawia że nawet w ekstremalnie trudnej sytuacji tli się w nas nadzieja na życie, które istnieje, mimo wszystko.

     Każdy pisze opowieść i poemat własnym życiem. Coraz mniej interesują nas dzieła pisane życiem innych. Wyjątek stanowią te, które zabijają nudę, kipiące wartką akcją i przewrotnością. Kiedy kończą się możliwości, np, seksualne, to warto sięgnąć po pornosa. Albo gdy drzemią w nas mordercze instynkty, dlaczego by nie podelektować się psychopatycznymi gwałtami i morderstwami. Poszukiwanie sensu życia, zadawanie pytań nie jest już atrakcyjne. Fascynująca jest tylko wędrówka rozedrganych emocji i rozpadającego się intelektu. Jedynie literatura rozrywkowa, okraszona strzępami metafizyki jest jeszcze w stanie przyciągnąć. Patrz: casus Gretkowskiej, tramwajowa prózka pani Grochal czy też rozklekotane, jednak uwiarygodnione artystycznie odsłony Pilcha.

     Pisarze piszą książki, których w większości nikt nie czyta. Przecież w środowisku krakowskim nawet członkowie jednego związku nie kojarzą się nawzajem choćby z nazwiska i mijają się nie poświęcają sobie najmniejszej uwagi. Księgarnie nie chcą książek nieznanych pisarzy, bo na półkach potrzeba miejsc dla komercyjnych, wylansowanych czytadeł. Film, telewizja, video przekazują obrazy, które da się bezproblemowo konsumować razem z kolacją, w czasie rozmowy z przyjaciółmi. Kończy się epoka prozy narracyjnej, opasłych powieści o ambicjach opisywania i diagnozowania świata - już się wysłużyły. Jedynie różnego rodzaju szkice, reportaże, felietony, paradokumenty jakoś jeszcze funkcjonują. No i poezja. Ta która jest skrótem, kwintesencją w pigułce. Słowo poetyckie posługujące się metaforą, przemilczeniem, wywołuje w czytającym głód prawdy, potrzebę wczytywania się w siebie samego. Czasem wystarczy jeden wers. Prawie dzieckiem będąc przeczytałem: "O, cóż jest piękniejszego, niż wysokie drzewa! / W brązie zachodu kute wieczornym promieniem". I po latach, kiedy idę aleją drzew powraca do mnie tamten zachwyt - chce mi się żyć.

     Tak naprawdę, literatura jest tylko przyczynkiem do podróży wewnętrznej, na własny koszt. Ma sens tylko wtedy, gdy powraca do źródeł, do utraconej harmonii - inspiruje czytelnika do własnego, twórczego życia. Czasami służy temu wprowadzenie do piekła a czasami na niebiańskie polany. Jednak pisarz nie powinien pisać wszystkiego za cenę atrakcyjności, która się sprzedaje. Słowo prawdziwe, nawet jeśli pozornie niszczy, istnieje po to, by odnawiać wiarę w starożytne ideały: Dobra, Prawdy i Piękna, które od tysiącleci wzrastają na wspólnym, oby niepodważalnym fundamencie.