Szczęsny Wroński
MOJE ŻYCIE Z PUSIĄ W TLE
(fragmenty dziennika eseistycznego)
31.08.04
Wymyśliłem sobie pisanie
o ogródku w Kielcach, który stworzyła moja Basia posiłkując się od czasu
do czasu moimi rękami. Jednak, gdy siadłem do mojego Bociana (tak nazwałem
komputer w Krakowie), to poczułem się jak tabula rasa. Pozwól niech to
dojdzie - podpowiedziała mi znajoma istota, która we mnie pisze. Tak,
czasem wydaje mi się, że mieszka we mnie nawet kilka takich istot, które
czasem się kłócą a kiedy indziej sobie pomagają. Kiedyś czytałem książkę
o magii Hunów i utkwiło mi w pamięci, że w każdym człowieku istnieje ktoś
niedojrzały, jak dziecko, które miewa różne kaprysy przeszkadza w wypełnianiu
poważnych zadań.
Jestem poetą a więc z punktu widzenia nauki
i polityki, człowiekiem niezbyt poważnym, być może dlatego zbudowałem
sobie na ten temat swoją własną teorię, że ten George, (tak nazwali w
książce o Hunach to psotne dziecko), faktycznie istnieje i zachciewa mu
się ni stąd ni zowąd tego i owego. Na przykład w trakcie ważnej konferencji
upiera się, by pojechać na basen albo natychmiast zjeść loda. Jeżeli nie
zrealizuje jego fantazji, to zawiedziony będzie się mścił i utrudniał.
Dlatego, gdy czasem czuję w sobie jakiś opór w wypełnianiu moich codziennych
"poważnych zadań", to myślę o moim Georgu i staram się zrobić
coś bardzo prostego czy wręcz głupiego, co z reguły przynosi mi ulgę.
Na przykład wychodzę na chwilę z domu i wącham kwiatki, bawię się gumką
do mazania wyobrażając sobie, że ona ma niezwykłą moc wymazania wszystkich
plam z mojego życiorysu. Taką gumką można wybielić czarny charakter, unieważnić
kleksy, które spadły z twórczo roztrzęsionego "pióra" i przykryły
to co najważniejsze, itd., itp...
W tym momencie odkryłem coś nadzwyczajnego
i natychmiast muszę to zapisać: Moja córeczka Agnieszka ostatnio urosła
i stała się dorosła. Przedrostek "u" i "do" uśmiechają
się do mnie a z niebytu wyłania się jeszcze "wy", "prze",
"od", "na" i tak w nieskończoność. W istocie nie jest
to zbyt mądre, bo cóż z tego wynika, ale mój George to bardzo lubi. Teraz
klaszcze i zaciera rączki... Ja naprawdę to słyszę... Nie, nie jestem
świrem. Ja z nikim nie rozmawiam, po prostu piszę, radośnie choć z pewnym
trudem stawiam na ekranie litery; ciągle się mylę, kasuję, poprawiam i
z tego stwarza mi się świat... Przecież skądś się to musi brać, ten stek
bzdur albo wieniec mądrości? Może przycupnął we mnie w środku jakiś mały
kretynek i wygląda na świat z jednego okienka mojej duszy a z drugiego
patrzy przenikliwie ascetyczny, zarośnięty jak cap filozof.
I tak rodzi się teatr, kiedy moja Agnieszka dostaje pracę w kebabie u
Araba i poznaje dziewczynę, która wydaje się być zadowolona z życia w
tej dusznej klitce, w oparach mięcha, cebuli i przypraw.
Córka pyta:
- Tato jak to jest możliwe, że ktoś może
lubić taka beznadziejną, głupią i niskopłatną prace, kiedy od rana do
wieczora robi się to samo
Wtedy w tacie George patrzy na filozofa
a filozof na Georga. Być może, że ktoś bierze jeszcze udział w tej naradzie,
bo rodzi się owoc w formie odpowiedzi taty, który jak na poetę przystało
jest mądry i pisze wiersze. A wzięło to się z jednego życiowego epizodu,
kiedy jeden z jego przyjaciół w dość beznadziejnej sytuacji powiedział:
bądź mądry i pisz wiersze. Tata, który tatą jeszcze wówczas nie był, nie
zrozumiał, że tak się tylko mówi, napisał swój pierwszy wiersz i stał
się mądry. Dzięki temu przypadkowi może teraz odpowiedzieć swojemu dziecku
na tak trudne pytanie:
Tata odpowiada:
- Tak, córeczko, to jest możliwe, kiedy
nie ma innego wyjścia.
Córka mówi:
- Uhm...
Tata nie podejmuje dyskusji.
Patrzy przez okno przewiercając wzrokiem
horyzont.