Piwnica przy Kanoniczej
zamieniona została w celę więzienną - nawet dla tego celu zbyt obszerna
i zbyt stylowa, choć i tak stwarzała małe możliwości przestrzenno-sytuacyjne.
W jej murach dwa metalowe łóżka, mały stolik, miska z wodą i dwa stołki
dla dwóch więźniów, którym w rzeczywistości musiało być ciaśniej, gdy
perfidną decyzją władz wczesnego PRL zamknięci zostali razem i skazania
na siebie: generał SS i bojownik AK, kat i ofiara. Ten drugi, Kazimierz
Moczarski, opisał ów niebywały, wielomiesięczny wspólny pobyt za kratami
w książce "Rozmowy z katem".
Grający postać autora Tomasz Piasecki opracował rzecz we fragmentach
na scenę - z niejakim uszczerbkiem dla swego udziału. Przypisał sobie
tekst ilościowo skromniejszy niż u partnera, umiał jednak tę słowną
bierność zastąpić aktorskim wyrazem wewnętrznego sprzeciwu, tłumionej
emocji i ponurej refleksji. Tyle że w tytułowej "rozmowie" nie dość
było dialogowego konfliktu, wymiany racji, kontrargumentów. Doprowadziło
to w efekcie - też ciekawie - do autodemaskowania się esesowca w partiach
monologowych, w których reżyser spektaklu - Edward Żentara - demonstrował
germańską butę i mentalność buchalteryjną w wyliczaniu swych ofiar -
z taką samą pedanterią, z jaką składał koc na pryczy, a pod nią nosy
swych wysokich butów. Udało się trafnie uchwycić cechy fizyczne generała,
acz w kameralnym pomieszczeniu piwnicznym i w bliskości widzów może
nie trzeba było forsować głosu do krzyku - chociaż to prawda, potwierdzana
przez stare kroniki filmowe, że wrzaskliwe maniery hitlerowskich dygnitarzy
przybierały już wtedy formy karykaturalne. Wypowiadane cicho szczegóły
o zbrodniczej likwidacji warszawskiego getta żydowskiego niosły tym
bardziej wstrząsające treści w dobrze spuentowanych wyciemnieniach sceny.
"Rozmowy z katem" w reżyserii Andrzeja Wajdy wystawiał w drugiej połowie
lat 70. w swoim Teatrze Powszechnym Zygmunt Hubner, nagrodzony za rolę
Moczarskiego. Czy od tego czasu stały się one mniej wymowne? Pozostał
przecież, niestety, wciąż aktualny problem antysemityzmu, a wiedza o
nazistowskim ludobójstwie jest dzisiejszym maturzystom równie odległa
jak znajomość wojen punickich. Mnożące się ostatnio z inicjatywy aktorów
samodzielne zespoły estradowo-teatralne (w tym wypadku to Teatr Dialog)
potrafią, jak się okazuje, zajmować się nie tylko rozrywką, ale także
mierzyć siły na ambicje.
|