Szczęsny Wroński
POTWÓR NIE OPISANY
Dziennik podróży wewnętrznej
17.09.1992
Dałem się chyba ponieść
pragnieniu wielkości, a przecież wciąż jestem karłem, który do niedawna
jeszcze upatrywał własnej potęgi w poszukiwaniu nowinek. Często podniecało
mnie to "nowe" i emocje zrodzone z takiej fascynacji brałem
za przejaw mojego rozwoju. Jestem wciąż karłem. Moja karłowatość zdolna
jest ujawnić się w każdej sytuacji, na ulicy wobec przypadkowego przechodnia
lub gdy jadę samochodem i posyłam komuś "wiąchę" przekleństw
za to tylko, że pojechał nie po mojej myśli. Jestem karłem i karłów widzę
wokół siebie: przysadkowatych a symulujących smukłość, ubranych modnie
"z pretensjami". Cechą charakterystyczną karłów jest to, że
nie dostrzegają siebie na ulicy. Zawsze zastanawiałem się dlaczego nie
wystarczy nisko skłonić głowy, by twój znajomy karzeł się odkłonił. Najczęściej
reaguje on dopiero na głos. Tak, żyjemy w cywilizacji karłów udających
olbrzymów. Istot chorujących na wielkość, opętanych manią wielkości. Brzydkie
pokraczne karły usadowione z minami władców we "wspaniałych maszynach",
które niosą ich w odległe przestrzenie, wynoszą poza orbitę.
Czasem moja karla skóra rozciąga się boleśnie i przez moment, gdy zdołam
oswoić ból, czuję się normalnym młodym człowiekiem zachowującym się swobodnie,
zgodnie z własną, wewnętrzną naturą.
Jednak wciąż jestem karłem, ale wiem o tym i pracuję usilnie, żeby rozpoznać
zasadę mojej karłowatości. Nie jest to łatwe, bo moja karłowatość broni
się zażarcie i chciałaby mnie sprowadzić do roli maszynki do robienia
pieniędzy. Będąc na granicy karła i młodego człowieka potrzebuję pieniędzy,
żeby utrzymać moją rodzinę. A kiedy zostanę już młodym człowiekiem też
będę musiał zarabiać, to znaczy wykonywać jakąś pracę, która przynosi
pieniądze. A może będę uczył innych starych ludzi jak zostać młodym człowiekiem.
Jestem przecież istotą przejściową, żyjącą na granicy, skąd rozpościera
widok na bardziej przejrzyste obszary, gdzie wolność bywa stanem naturalnym.
Tam na ludzkich twarzach nie widać żadnego grymasu. Ramiona są rozluźnione,
a stopy odmierzają w skupieniu drogę wiodącą do celu. Tutaj w tej farlandii
może dopiero rozpocząć się właściwa młodość, która już nie skarłowacieje.
Może taką młodość miał na myśli Gombrowicz.
Teraz czuję jak moja karla skóra napina się do granic wytrzymałości...
Ale chyba jeszcze nie pęknie... Oby pękła! Niech ją piekło pochłonie!
- wykrzykuję to bez nienawiści, jakoś tak radośnie, jakbym czuł już bliskość
tego ognia, który dotknie jej w końcu, przepali zniewalające mnie więzy
i moja upragniona młodość rozbłyśnie jak kwiat w ciemności.
Oddycham spokojniej. Tak, jest jeszcze karłem, lecz jak wąż "gubiącym"
z mozołem swoją skórę. Co za ulga. Czuję, że mogłoby mnie znów ponieść
poczucie rodzącej się wielkości, gdyż otwierają się właśnie we mnie "obszary
mocy". Teraz mógłbym z powodzeniem zażyczyć sobie rządu dusz i zabrać
się za zakładanie szkoły samorealizacji mojego imienia, która być może
z czasem stałaby się namiastką religii. Kocham jednak karły, rozumiem
ich i współczuję, bo sam przecież jestem karłem. Mam trudności z prawidłowym
wbiciem gwoździa. Skonstruowanie małej szafki zdecydowanie przekracza
moje możliwości.
Dotykanie wielkości jest bardzo niebezpieczne. Z własnej pozycji starca-karła
budzącego się do młodości tak łatwo uznać jej nikłą iskierkę za narodziny
słońca, które rozproszy ciemności.
A jakie znaki pojawią się na niebie i ziemi, gdy ostatecznie pęknie moja
karla skóra?
Dzisiaj zamierzam rozpocząć poszukiwanie pracy, bo nie wiem czy w najbliższym
czasie zbierze się wystarczająca ilość osób, bym mógł zarobić na chleb.
Chciałbym, żeby to była bardzo prosta praca: sprzątacza, ekspedienta,
albo stróża. Przecież czuwanie to maja specjalność którą chciałbym zgłębić.
Gurdżijew powiedział kiedyś do swoich uczniów, że prawdziwym człowiekiem
jest ten, który potrafi zarobić nas utrzymanie co najmniej 20 osób. Ja
z trudnością zarabiam na cztery, zatem w tej klasyfikacji jestem nim zaledwie
w 1/5. Teraz całkiem nieźle mi się pisze i mógłbym tak pieprzyć w nieskończoność,
na szczęście granice mojego czasu są wyraźnie wytyczone.
Nadszedł już czas, żeby zabrać się do malowania drzwi i po niedawnym tapetowaniu
zrobić małą kosmetykę. Moja karla skóra nie lubi wysiłku fizycznego, ale
ja przewrotnie polubiłem jej zmęczenie. Staje się wtedy mniej sztywna.
Łatwiej ją rozciągnąć.