Szczęsny Wroński
POTWÓR NIE OPISANY
Dziennik podróży wewnętrznej
14.10.1992
Wczorajszy dzień zaliczyć
mógłbym do koszmarnych. Spotkałem się z moimi dawnymi koleżankami z teatru.
Wspólnie uczestniczyliśmy w realizacji spektaklu mojego przyjaciela z
Kielc. P rozmowach z nimi czuję się kompletnie rozbity. Dałem się wciągnąć
w wynurzenia i uczestniczyłem w nonsensownej dyskusji, która swoją absurdalnością
i tzw. "robieniem sobie jaj" z wszystkiego wytrąciła mnie z
równowagi. Czasami ogarniała mnie bezsilna wściekłość, jednak nie dawałem
się jej ponieść. Udawało mi się celnymi słowami osadzać je, rozkrzyczane,
atakujące, wyśmiewające się z mojej, być może zbyt "poważnej"
powagi. Przedmiotem tego zamieszania było pytanie: Co to jest miłość?
Przede wszystkim chodziło im o miłość kobiety do mężczyzny. Ich rozumienie
tej miłości sprowadzało się do partnerstwa seksualnego. Ja usiłowałem
im uświadomić, że są to tylko energie, które w zależności od sposobu wykorzystania
manifestują się silnymi namiętnościami i różnego rodzaju postawami wobec
osób "kochanych" i wobec świata. W wszystko toczy się wspaniale,
do czasu gdy zjawi się nowa, "silniejsza miłość", to znaczy
ten ktoś, kogo energia bardziej na nas działa i powoduje uaktywnienie
naszych sił życiowych. Szczególnie, gdy pogrążeni jesteśmy w marazmie
i nijakości, "nowe uczucie" inspiruje nas do energiczniejszych
działań przywracających nam poczucie powracającej młodości. To pobudzenie
nastąpić może od strony intelektu, uczuć lub seksu. Jednak energia seksualna
bierze przeważnie górę. Jest ona najsilnielsza ze wszystkich energii,
którymi posługujemy się na co dzień. Posiada też niezwykłą zdolność tymczasowego
"scalania" osobowości, a przy większej jej intensywności mogą
nastąpić przebłyski ze strony "wyższej uczuciowości", z rejonów
tzw, ducha. Jednak te wszystkie przenikania są fragmentaryczne i nie mogą
zdecydowanie wpłynąć na ustabilizowanie pozycji osoby, która kocha. Najczęściej
utożsamiamy się z namiętnością i pasją, która nami miota, a bliskość osoby
"kochanej" jest tu konieczna jak jeden z partnerskich elementów
w cybernetycznym układzie komplementarnym. Podstawą tego zjawiska są chroniczne
zaburzenia równowagi energetycznej, na które cierpi większość ludzi, co
może stać się przyczyną wielu chorób. Mechanizm tego jest prosty. Wyobraźmy
sobie jakieś urządzenie elektryczne, które podlega nieustannym zmianom
napięcia i natężenia zasilającego je prądu. Oczywiście parametry energii
elektrycznej nie są nigdy stuprocentowo stałe, ale mieszczą się w amplitudzie
tolerancji urządzenia. Łatwo też wyobrazić sobie, co dzieje się z organizmem
człowieka, gdy na skutek nadmiaru energii wstrząsają nim nie niekontrolowane
wyładowania, albo jak wyczerpany podłącza się do przypadkowo wybranego
źródła, by z lekceważeniem jakichkolwiek zasad organicznego bhp czerpać
zachłannie ile się tylko da i "kipieć werwą", która szybko się
jednak kończy. Tak zamyka się zaklęty krąg, z którego nie możemy się wyzwolić.
W kontaktach z ludźmi sprowadzamy się najczęściej do roli biorców lub
dawców energii. U niektórych zaburzenia równowagi energetycznej mają charakter
stałego niedoboru lub nadmiaru. Czasem ta naturalna skłonność zmienia
się z niewiadomych przyczyn. Wówczas partner, który tworzył z nami sielankową
parę w naszym układzie komplementarnym przeradza się w naszego faktycznego
wroga na poziomie wzajemnego wyrównywania energii i gdy my odczuwamy potrzebę
uwolnienia się z przeciążenia, on również pragnie się rozładować, co powoduje
krótkie spięcie - takie spięcia mnożą się dzień po dniu i koegzystencja
staje się koszmarem. Taki układ dąży do przerwania połączenia skupiamy
się więc na poszukiwaniu nowego partnera, który posiada aktualnie odpowiedni
dla nas potencjał. Osoby, u których zaburzenia równowagi energetycznej
nie posiadają stałej dodatniej lub ujemnej cechy charakteryzują się chwiejnością
uczuć wobec otoczenia. Często też zmieniają partnerów, emanuje z nich
gorączkowy niepokój. Jednak oscylują czasem blisko stanu równowagi, co
daje im przedsmak cudownego spokoju, szczęścia i mocy płynącej z niezakłóconej
pracy organizmu. Ale zwykle jakiś pojawiający się niespodziewanie czynnik
powoduje zakłócenie i znowu zaczyna się huśtawka. Nasze życie na tym etapie
jest życiem człowieka-maszyny, nieustannie poszukującego właściwego paliwa
koniecznego dla prawidłowego funkcjonowania mechanizmu. W przeciwnym razie
stajemy się żywymi trupami przypominającymi z pozoru zrównoważonych i
spokojnych ludzi. Jednak w istocie jesteśmy jakby "wypaleni",
niezdolni do autentycznych uczuć. Najchętniej izolujemy się wówczas i
"spokojnie" czekamy na śmierć. Umieramy bez emocji, po prostu
zapadamy się w ciemność. Nasz w istocie wielki i nieodgadniony akt przyjścia
na świat kończy się martwotą beznadziejnego rozpadu. Taki bywa finał braku
w naszym życiu harmonii i potrzeby nieustannego drążenia jej źródła. Jednak
generalnie wszyscy boją się zrównoważenia myląc je z martwotą. Obawiamy
się zdrowia, bo niekontrolowane miotanie się daje nam podnietę do działania.
Zupełnie jakbyśmy za cenę ogromnych zniszczeń uciekali od próby systematycznego
kontrolowania siebie i odnalezienia źródła naszego spokoju. Satysfakcjonuje
nasz raczej niepokój i smak przygody. Nieważne jakby miała się zakończyć
- ocaleniem, czy upadkiem. Tutaj jedna z koleżanek aktorek moją potrzebę
osiągnięcia stanu je samokontroli uznała za schizofreniczną. Po chwili
jednak zreflektowała się, że palnęła niedorzeczność i zamilkła...
Prawdziwa miłość jest uczuciem nieuwarunkowanym, bo to przecież podstawa,
na której opiera się świat. To nie intelekt, uczucia ani seks dają jej
moc. Ona korzysta z nich jedynie jako ze sposobów rozpoznawania, dotykania,
przenikania świata. Miłość jest wyrazem istnienia w nas Osoby, która jest
jedna i zna swój cel. Dlatego tak niezwykle ważną sprawą jest ustawiczna
obserwacja i badanie siebie, by odrzucić to wszystko, co uniemożliwia
osiągnięcie stanu miłości, czyli równowagi. Tak oto, co rozbite staje
się jednością. Zachowując własną indywidualność stajemy się żywym i reagującym
elementem struktury wszechświata. Z rozregulowanej maszyny zdanej na łaskę
i niełaskę zewnętrznych okoliczności wtapiamy się w czującą Jedność. W
tym związku odnajdujemy się bezpieczni i zdrowi, bo podłączeni do wielkiego,
niewyczerpanego źródła, nie obawiamy się już nagłego odcięcia energii,
ani żadnego jej zakłócenia. Następuje czas twórczości i wytężonej pracy,
która przynosi radość, jaką może dać tylko dzielenie się sobą, dzielenie
się miłością...
Nagle poczułem w sobie niezwykły impuls i postanowiłem się ogolić. I zrobię
to jak mi Bóg miły. Dzisiaj, po raz pierwszy w życiu zrobię to dla Pana
Boga.