28.09.1992
PIERWSZA PRÓBA OPISANIA POTWORA
Trudno opisać potwora, gdy jest się owładniętym przez niego. To wiecznie głodna istota potrzebująca świeżego pokarmu, świeżych wrażeń. Gdy je głodny, szaleje i zmusza nas do pożałowania godnych wybryków, które sycą jego żądzę. Lecz gdy się nasyci, usypia naszą czujność. Pierwszym symptomem jego snu jest poczucie bezpieczeństwa – czujemy się komfortowo. Jednak ten jego sen-letarg, gdy trwa zbyt długo wytwarza w nas dręczący stan pustki i nicości. Chociaż żyjemy z pozoru normalnie, otoczeni podstawowymi dobrami, to ogarnia nas nie wiadomo z jakiego powodu uczucie bezsensu i nasze codzienne życie staje się dreptaniem w miejscu na śmietnisku stwarzanych przez nas przedmiotów i znaczeń.
Skończyła się zabawa. Nasze ciała i myśli, z pozoru wolne, krępują jakieś niewidzialne więzy, z których nie chcemy, czy też nie potrafimy się uwolnić. Tak właśnie przejawia się działanie drzemiącego potwora. Osaczeni przez wyprodukowane przez niego myśli i przedmioty nie potrafimy wykorzystać ich w żadnym perspektywicznym celu. Wszystkie drogi, które w czasie jego wzmożonej aktywności stały przed nami otworem, zamykają się niespodziewanie w chwili, której nie jesteśmy w stanie uchwycić. Dlatego jakimż wielkim jest dla nas zaskoczeniem, gdy odnajdujemy się nagle przyparci do szarego muru i nie widać najmniejszej nawet furtki czy szczeliny. Przeniknięci tą szarością stajemy się niezdolni do twórczości, dzień upodabnia się do dnia. Nasze mechanicznie powielające się czynności napełniają nas niechęcią do podtrzymywania i kultywowania tego rodzaju życia, które zdaje się być zawieszone w pustce. Czasem pojawiają się myśli o ostatecznym zakończeniu tej żmudnej i męczącej działalności, bo nie odnajdujemy w niej głębszego sensu. Czasem ta świadomość napełnia nas lękiem, kiedy indziej przynosi uczucie ulgi, że to przecież kiedyś „samo” się skończy. Bywają też takie chwile, gdy nuda, brak pozytywnego wewnętrznego napięcia i dręczące sny, z których rano nie możemy się otrząsnąć podszeptują nam by podjąć radykalną decyzję i przeciąć to własnymi rękami. Ale na szczęście czy też nieszczęście ratuje nas dość jeszcze silny instykt samozachowawczy. W akcie buntu przed zbliżającą się nicością zaczynamy miotać się i krzyczeć i wykonujemy pod presją jakiegoś irracjonalnego wewnętrznego wyroku ten nieodzowny kolejny „pierwszy krok”, który może okazać się zbrodnią, przekreśleniem wszelkich ludzkich zasad. Wtedy naszą podstawową ekspresją staje się skowyt ożywionego mięsa, uniesienie w górę zrozpaczonej mordy i kłów. To znak, że nasz potwór budzi się z letargu i nastąpi erupcja gwałtownego i żarłocznego działania. Wtedy rzucamy się w wir naszych zajęć przeobrażając się w bezwzględnych „ludzi sukcesu”, dla których cały świat staje jest jedynie polem walki o osiągnięcie najważniejszego celu – maksymalnego zapanowania nad materią. Żyjemy przez „24 h na dobę” jak niespożyte maszyny zapogramowane na nieśmiertelność. A przebudzony potwór popędza nas i pomrukuje z zadowolenia. Nie wiedząc, że to jego sprawka wciąż produkujemy nowe myśli i rzeczy, otaczamy się nimi i podpieramy bałwochwalczo w przekonaniu, że to one nam służą. Aż nasycony potwór zapada w swój cykliczny sen bez snów i pociąga nas za sobą. Nagle tracimy poczucie wszelkiego sensu, mówimy że to wszystko, co dotychczas robiliśmy było tylko zwykłą paranoją. Przed kompletnym zdruzgotaniem chronią nas jedynie resztki kołatającej się w nas potrzeby „życia i przeżycia”.
Lecz cóż znaczy na prawdę: „ żyć i przeżyć”?… To pytanie nasz potwór tłumi najzachłanniej. Jego religią jest gorączkowe nasycanie się materią, powielanie kształtów i znaczeń, co przynosi nam iluzję bycia podmiotami prawdziwej twórczości. W ślad za nim, po dokonaniu się fazy nasycenia popadamy w odrętwienie i na dobrą sprawę moglibyśmy już umrzeć, gdyby nie zakodowane w nas poczucie „jakiegoś tam” obowiązku wobec „kogoś tam”, czy „czegoś tam”. Trwamy więc cierpiąc od pożarającej serce nudy. Nasze oczy i uszy zarastają grubymi błonami, a ciało staje się niewrażliwe na dotyk…
Nagle budzimy się ze zdławionym gardłem jak śmiertelnie ranione zwierzęta i ciskamy się, byle do przodu, w wir „nowoodkrytego” celu. Jesteśmy jak psy z pasją wgryzające się w kość, wysysające ją do ostatniego ziarenka szpiku, do ostatniej drobiny powietrza. Po czym układamy się gdzieś w kącie, by w błogiej drzemce przeżywać swój sukces. Śnimy o kolejnych zdobyczach w krainie rozkoszy wiecznego nienasycenia.
To była nieudolna próba opisania potwora pierwszego stopnia, którego miejscem czasowego bytowania jest ludzkie ciało. Nikt nie wie kiedy i skąd on przychodzi, a jego oblicze ujrzeć możemy czasem w lustrze lub w oczach przerażonych nami ludzi. On żywi się naszym pragnieniem zdobycia materialnego świata i osiąga swój triumf, gdy udaje mu się nas wystarczająco poszatkować, byśmy nie mogli przynależeć do żadnej całości. W jego obecności przekształcamy się w oddzielonych od siebie, „samowystarczalnych” władców. Wtedy zapada w sen – to faza jego najbardziej zachłannej żarłoczności. Przemieleni dokładnie przez jego niewidzialne żuchwy, przekształcamy się w mechaniczne trupy, które z przerażeniem zaglądają sobie w oczy. Nasz narastający, trupi strach budzi ze snu potwora i cykl zaczyna się od początku.
POEMAT O PIERWSZEGO STOPNIA
(Napisany na zleceni wiecznie nienasyconej myśli jego
Wypalonego do cna serca jego)
Potwór pierwszego stopnia nie posiada twarzy.
Ma on nieskończoną ilość twarzy, którymi zręcznie żongluje
By wzbudzić w nas głód posiadania myśli i rzeczy.
Potwór pierwszego stopnia nie posiada rąk ani nóg.
Ma on nieskończoną ilość rąk i nóg, którymi uruchamia nasze
Oddzielone od nas energie
Potwór pierwszego stopnia jest nieruchomy i wieczny.
Umiera w każdej chwili, w każdej chwili się rodzi
Pozostawiając nas w nieświadomości swojego nieistnienia.
Potwór pierwszego stopnia posiada skończoną moc.
Jego moc jest nieskończona w obezwładnianiu naszych
Niezgłębionych uczuć i myśli
Potwór pierwszego stopnia mieszka w każdym zakamarku
Naszego płonącego z żądzy ciała – to demiurg naszej wyobraźni
Stwarzający poprzez nas wolność dla niewoli
Potwór pierwszego stopnia jest nieodrodnym synem
Potwora drugiego stopnia, którego dziedzina leży znacznie głębiej.
Jest on subtelniejszy i w podstępach swych bardziej wyrafinowany
Potwór drugiego stopnia jest nieodrodnym synem
Potwora trzeciego stopnia, który nie istnieje.
Gdzie leży więc przyczyna powołania ich do życia?
Be the first to comment.