RSS Feed
sierpnia 26
0

* * * jest…

Posted on Środa, sierpień 26, 2009 in * * * jest...

*  *  *

jest we mnie potrzeba
dotknięcia czegoś
co nie jest jeszcze mną ani tobą
czego dotknąć nie sposób
bo  jest bardziej niż my
niewidzialne

sierpnia 26
32

Do kamienia

Posted on Środa, sierpień 26, 2009 in Do kamienia

Do kamienia

chciałbym ocalić cię kamieniu
od nieprawdziwych pomówień
że jesteś nieczuły i bezużyteczny
który leżysz spokojnie nad rzeką
gładko wyczesany przez czas
i wiatr cię pieści
ziemia dotyka twego jedynego oka
ty widzisz głębiej ode mnie
jesteś jak chłodna gwiazda
pulsująca szarym światłem
przytulony do mojego policzka
rozgrzewasz się jak słońce
rozjaśniasz rączki dzieci
puszczających niewinne kaczki
A rzeka marszcząc się
przyjmuje twoje ciało
otacza kolistym promieniem
przepadasz gdzieś na dnie
służysz teraz innym
rybom, mchom, rakom chodzącym do tyłu

bądź pochwalony kamieniu
mój niemy nauczycielu
poświęcenia i tkliwości

sierpnia 26
41

Zaczął się nowy dzień

Posted on Środa, sierpień 26, 2009 in Zaczął się nowy dzień

Zaczął się nowy dzień

mojej Żonie

na granicy nocy i dnia
już słychać pierwsze ptaki
westchnienia porannego wiatru
trawy i drzewa uległe wobec rosy
pobłyskują w promieniach słońca
nawet zrodzone z Molochu
samo-chody
terkoczą żywą nadzieją
są przejawem życia

napij się łyk
kawy herbaty wody
cokolwiek byś sobie życzyła
na granicy nocy i dnia
nie ma powodu do lęku

jesteś okiem jasności
jeszcze raz zaczął się dzień
przyjmij go jak ulubionego psa
jak szlachetny kamyk który przypadł ci
do serca

sierpnia 26
0

Kto raz się pojawił

Posted on Środa, sierpień 26, 2009 in Kto raz się pojawił

Kto raz się pojawił

Kto raz się pojawił nigdy nie zaginie
bo to jest niemożliwe być i potem nie być
poza pełnią nie ma niczego pod stopami
ziemia odbija się od stóp jak piłka
odskakuje chwilowo na out lecz powraca
nawet jeśli przegra się mecz – to się wygrywa
nie odchodzi się z tego świata z pustymi rękami
A szczęki pokonanego zaciśnięte w bólu
to tylko figura, retoryczny grymas
tak naprawdę istnieje pod maską cierpienia
tylko rumiana twarz soczystego jabłka
niewyczerpana wilgoć zachęca do życia
- mówi ptak szybujący w błękicie
- mówi ptak niknący w zamieci

Kto raz się pojawił nigdy nie zaginie

sierpnia 26
36

*** Rysiowi Rodzikowi

Posted on Środa, sierpień 26, 2009 in *** Rysiowi Rodzikowi

* *  *

Rysiowi Rodzikowi

napisałem kilkaset wierszy
no, może kilkadziesiąt
gdy jeszcze trochę się posrożę
to będzie ich może kilkanaście
A jak jeszcze bardziej
to może kilka, trzy, dwa
zgoła jeden

A jak nie napisałem żadnego
który przetrwałby to zniechęcenie
tę niewiarę w słowo pisane psia go mać
to czy warto żyć
bez jednego chociażby wiersza za pazuchą ?

sierpnia 26
40

Zapuszki

Posted on Środa, sierpień 26, 2009 in Zapuszki

Zapuszki

napisałem kiedyś wiersz o martwo-żywym wielorybie
dzisiaj przychodzi mi na myśl tylko wędzona sardynka
a gdyby wieloryb zjadł sardynkę może by zrzucił martwą
skórę w morzu łzy nie mają sensu
napisałem to niech się nie leją
po co kapać na otwartą puszkę że wieloryb nie chce jeść?

łkać tak nad puszką sardynek to lepiej zjeść co z głodem
wieloryba korkowanie again double dead wieloryb double good wielo
ryb
coś szepcze z angielska polonizuje je plankton A jeden poeta powiedział
wolę pantofelka od ciebie ty skurwysynu
mam w dupie poetę wolę wieloryba nie zjadł
nigdy żadnego kota ani psa jonasza nie potrafił strawić co za pomyłka

moja basieńko żyję z tobą od lat w morzu znaczeń czasem używam metafory
rzeczownikowej gdy nie wiem o co chodzi jak wiem to podchodzę i całuję
cię w nos przedtem kicham z rozmachem wykichując wieloryby
pantofelki ciągle mi się wracają ja je… całuję cię
w nos gdy brzęczysz zła jak osa pocałuj mnie
w grzbiet
to cię całuję też i… rozgarniam
płetwą przed tobą kurz prostuję hory
zont tuż tuż

jam jest totus tuus diogenes w pusz
ce zapuszkuj mnie i już

sierpnia 26
53

Sok plami kamień

Posted on Środa, sierpień 26, 2009 in Sok plami kamień

Sok plami kamień

plewiłem ogródek gdy dopadła mnie wieść
o ataku na londyn wyrywałem właśnie z korzeniami
wielki chwast który podrapał mnie koroną
dobiegł mnie bezpański ludzki krzyk z metra
tam w wagonie na ścianie jechał wiersz miłosza
zadzwoniłem do ambasady czy on jeszcze żyje
he`s still shocked
– usłyszałem zanikający głos
zakrwawiona kobieta wskazała na żółtą główkę mlecza
nie wyrywaj go
– jej słowa rozwiały się w dymie
sięgnąłem do korzeni mlecz pofrunął do kosza
dumny piętrowy autobus nadyma się pęka
cieszy formą szkieletu oczy papparatzich
przede mną dorodny oset nożem z rozwidlonym językiem
wydzieram go z ziemi zielony sok plami kamień
węgielny pod moją kulturę trawy róż tuj po płotem

sierpnia 26
0

Pjana

Posted on Środa, sierpień 26, 2009 in Pjana

Pjana

kraków w odnowionej sukience tynków szklący bankami
płacze dziewczynka na ulicy małoletnia  prostytutka
kobieta z kartką u szyi wygląda na alkoholiczkę
ma takie podkrążone oczy pewnie dorabia w bramie

całkiem nieźle ubrana choć to o niczym nie świadczy
szmateksy niepostrzeżenie zacierają granice ubóstwa
niech pan jej nic nie daje za rogiem stoi jej bryka

letni wieczór na szewskiej z mariackiej dochodzi hejnał
w mojej głowie tętnią niekończące się hordy
dziewczynce podkładam nogę wali w rekonstrukcję szyn
niewidzialny tramwaj przecina przezroczyste ciałko
zbliżam się  do kobiety dyskretnie odbezpieczam sprężynę
zdziwiona osuwa się po murze monety kapią na bruk
potrząsam puszką i krzyczę wspierajcie zabytki krakowa

wieczorem w wiekowym pubie siedzę sączę guiness
z  sąsiedniego mackwaka zalatuje smażony olej
na kamienicy bilboard wuj donald ponad wszystko
on wie że prawdziwa sztuka wymaga przekraczania granic
mam wizję w miejsce srających gołębi kaczor ponad miastem
kwacze zamiast hejnału i nie wiem już czy ten sen się skończy
póki siódmy guiness wirtualna piana cieknie z pyska smoka

sierpnia 26
32

Poręcze

Posted on Środa, sierpień 26, 2009 in Poręcze

Poręcze

sam już nie wiem czego się trzymać
na wszelki wypadek nie trzymam się niczego
najłatwiej zawierzyć niczemu bo nic z tego nie wynika
z rozpędu obrazić się może Nietzsche który odszedł w nicość

spotkać ich można na spotkaniach literackich sympozjach
w partyjnych klubach radiokomitetach na internetowych schadzkach
usta im się nie zamykają bo wiedzą czego się trzymać
na wszelki wypadek trzymają się wszystkiego

meduza jest dziś absolutem czczą ją zamkniętą w butelce
już nie ma tam nawet diabła tylko małpi ogon
Nietzsche wygląda z dziury jednak chce coś powiedzieć
trzymam się tego wiersza bo to lepsze niż nic

Gdy wiersz mi się rozpada łapię się jednej zwrotki potem wersu
jakiejś zbitki słownej samego słowa „dziura” pojedynczych jego liter
„i”
mnie podnieca bo chciałoby się dalej i ten cudzysłów

„                                                                                                                                ”
klamra spinająca pustkę przestanki których nie ma bo lecę bez przerwy
we śnie i na jawie połykam coś wydalam krzyczę – poemat za przerwę
słychać drwiące rżenie rr które mnie niesie jak trzeba d mnie dobija bym mógł odbić
się od dna przeżyć zdumienie u i w A dziobać przestrzeń

to wszystko z jednej dziury gdy wyrzucić cudzysłów
a ileż we mnie słów nawet partykuła ż nie rzęzi bez kolaboracji z r
ciągle potykam się o to r lecz bez niego nie byłoby wiersza
a wyszedłby wiesz pzewa óża pawo spawiedliwość bylantowa spinka do kawata
dżenie a na mozach pływałaby koweta

pawdziwy damat w teatze
wyzutym z eżysea
kopka

sierpnia 26
22

Zdążą na czas

Posted on Środa, sierpień 26, 2009 in Zdążą na czas

Zdążą na czas

tego ranka miałem robić zupełnie coś innego
spojrzałem mimochodem na półkę z książkami
wyjąłem czarną na okładce ktoś w zapiętym męskim płaszczu
jego głowa zanurzona w ciemności
w poszukiwaniu utraconego ciepła
i inne wiersza wiktora woroszylskiego znałem o tyle o ile zacząłem sączyć
jego słowa jak dawno nie pite wino a przecież piłem wczoraj ginsberga
zatrute poematy allen wciąż siedział mi na ramieniu szeptał
to odtrutka
to prawda poczułem się mocniejszy jego długa fraza jak zastrzyk
rozsnuwał moje skrzydła czepiałem się nieobecnych metafor
ludzi słów poplątane znaczenia chwiały się budziły lęk
przed tym żywym lasem który przyjdzie do mnie
przed losem niejasnym jednak czytałem słowo po słowie wiktora wiersze wyznał

n i e    w i e m    c o    t o    p o e z j a
lękliwie otwierało się we mnie źródełko chuchającego ciepła
chochlik niczego nie pamiętam ani jednej frazy litery co jak miecz
rozcięłaby ciemności i było jakby niczego nie było a przecież czułem
rosnącą pewność z głową w ciemności nie jestem jak struś w parzącym piasku
skąpany jego słowami czułem się jaśniejszy lżejszy jakbym za chwilę miał
odfrunąć nie miałem jednak serca zostawiać tego ogródka upiększanego
z moją basieńką każdego dnia jej słowa i myśli są tak blisko wierzę
w zbawienie mojej duszy i ciała ten znikomy ogródek jest dla mnie rajem
w trawie przez nas deptanej co podnosi się w owocach które zjadamy rok w rok dostajemy tak wiele czy jest coś ważniejszego niż nasze spełnienie
w poszukiwaniu utraconego ciepła i innych wierszy które zawsze
zdążą na czas ?