RSS Feed
sierpnia 26

Światło (Wolna miłość V)

Posted on Środa, sierpień 26, 2009 in Wolna miłość

Światło iskrzy się na rzeźbach i obrazach. Staruszek w złocistej szacie uśmiecha się i pyta – Czy to Piotrze, pojmiesz tę oto Aleksandrę, czy ty, Aleksandro, pojmiesz oto tego Piotra? – Piotr słyszy swój głos gdzieś daleko, gdzieś poza granicami tej wspaniałej sali współbrzmi z jej cichym „tak” – Teraz nałóżcie sobie obrączki jako symbol małżeńskiej miłości i wierności – mówi starzec i mamrocze coś pod nosem, z wpółprzymkniętymi oczami.

Muzyka sączy się jak wino, Jezus Chrystus patrzy na nich smutno z krzyża, ktoś szepcze „gorzko”, Piotr całuje ją w usta, od tych ust nie może się oderwać. Muzyka staje się coraz bardziej żywa, ksiądz patrzy na nich z przerażeniem, z podniesionymi do góry rękami. Jesteśmy jednym ciałem!  -woła Piotr starając się przekrzyczeć te piętrzące się absurdalnie akordy. Ktoś wlecze za sobą olbrzymi biały całun i zarzuca mu na głowę. Piotr nie widzi nic oprócz obezwładniającej go ciepłej mgły, która wyciska  z oczu łzy -–biją dzwony…

Ola rzuca się w pościeli wykrzykując jakieś słowa – jej palce zaciskają się w szarej przestrzeni. Piotr potrząsa nią gwałtownie. Patrzy na niego szeroko otwartymi oczami.

- Piotr tak trudno mi z tym żyć.

Nie odpowiada, tuli jej rękę do piersi zaciskając zęby. Ola wyrywa mu tę rękę i patrzy gdzieś przed siebie, jakby chciała tam coś zobaczyć, w tej ciemności, w tej pustce.

- Piotr, to było takie straszne. Chociaż wcale nie bolało. Czułam się tak… jakby wyjmowali mi serce, ale to było zupełnie bezbolesne… Potem… zawinięte w ligninie wrzucili do kubła. Wciąż słyszę ten trzask… Ktoś je zabrał, krzyczałam, ktoś uderzył mnie w twarz…  trzeba się było nie rżnąć, ty kurwo jedna… Krzyczałam jak wariatka, gdzie jest moje dziecko?! Oddajcie mi dziecko!…

Tulił ją w ramionach…

Za oknem, w świetle zamglonego grudniowego słońca skrzył się pierwszy śnieg.. Piotr zerwał z głowy bandaż i cisnął do kąta.

- Wyjdziesz za mnie? – zapytał jak gdyby nigdy nic, gdy usiadła obok niego na tapczanie.

Nie odpowiedziała patrząc w ścianę. Oczy miała podpuchnięte.

- Musisz się z tym pogodzić, to już się nie odstanie. Będziemy mieli nowe… dziecko…

*   *   *

W przejściu podziemnym, zakutana szczelnie szmatami, maleńka staruszka przytupywała nad rozłożonymi na gazecie zasuszonymi bukiecikami kwiatów. Piotr wybrał ten najbardziej kolorowy.

- Czy mogę prosić cię o rękę? – spytał Oli szczękając zębami jak pies.

Na ulicy dął przenikliwy wiatr. Przytuliła się do jego boku, drżała w tym podszytym wiatrem paletku pamiętającym chyba jeszcze ogólniak. W eleganckich witrynach „Mody Polskiej” uśmiechały się debilnie manekiny wystrojone w ciepłe szmatki.

- Może wstąpimy? – zaproponował Piotr.

- Zobaczyć można.

Oglądali płaszcze w milczeniu. Ola najdłużej zatrzymała się przy jednym z nich, poszerzanym w dole, ze stójką.

- Niezły – spojrzała na metkę – Cena też.

- Przymierz – zaproponował Piotr.

- Po co?

- Zobaczymy jak ci w tym fasonie.

Po chwili przeglądała się w lustrze i widać  było, że nie może od siebie w tym płaszczyku oczu oderwać. Mięciutka, ciemnobordowa wełenka znakomicie pasowała do koloru jej włosów i oczu, jakby szyty był specjalnie dla niej. Przyglądała się w lustrze to przez jedno, to przez drugie ramię; z tyłu, z przodu, kręciła się w kółko – zdjęła płaszcz z wyrazem twarzy, jaki spotkać można u dziecka, które oddać musi piękną zabawkę.

- Zapakować? – spytała ekspedientka wysztafirowana i błyszcząca, a może był to manekin z wystawy, który właśnie zmartwychwstał. Ola skinęła głowa tak jakoś niewyraźnie.

- To co? – ekspedientka przyciągnęła do siebie płaszcz z pogardliwą miną.

- Proszę nie zabierać tego płaszcza! – prawie krzyknął Piotr.

- Pani powiedziała, żeby schować.

- A ja mówię, żeby pakować!

Dziewczyna wzruszyła ramionami i zabrała się do pakowania.

- Ale ja mnie mam tyle pieniędzy – Ola spojrzała bezradnie na Piotra.

Ekspedientka przyglądała im się jadowicie trzymając w rękach obwiązany sznurkiem pakunek. Sprawiała wrażenie, jakby chciała cisnąć im go w twarz.

- Proszę wypisać paragon – powiedział Piotr rozkazująco.

- Ależ Piotr… – Ola szczypała go w ramię.

- Kupuję to dla mojej narzeczonej – przerwał jaj brutalnie. Przez jej twarz przebiegł ledwo zauważalny skurcz i nie odezwała się już słowem.

Na rynku grali hejnał – była pierwsza.

- Wstąpimy gdzieś na obiad? – spytał sucho Piotr.

Nie odpowiedziała, ale weszła za nim potulnie do „Hawełki”. W prawie pustej sali siedziało w kącie zaledwie kilka osób rozprawiając o czymś z ożywieniem. Grubawy kelner ukłonił się przed nimi bardzo nisko zamiatając serwetą czysty stolik. Zamówili po barszczu ukraińskim z uszkami, po brizolu z pieczarkami i po „Żywcu”. Jedli w milczeniu popijając pienistym piwem. Po chwili Ola odezwała się znad talerza.

- A znam tę twoją narzeczoną?

- Chyba tak – otarł usta serwetką.

- Właściwie to nie moja sprawa… tylko tak…

Dopijali piwa rozparci w wygodnych fotelikach, piana siadała jej na górnej wardze tworząc fantastyczne wąsy, które znikały po chwili.

- Zdradź chociaż jej imię – nie dawała za wygraną.

- Znasz ją doskonale.

- Tak?

Piotr zwlekał jeszcze przez chwilę i przybierając tajemniczą minę, wypalił.

- Ma na imię… Ola.

Spojrzała na niego speszona, wychylił się do niej przez stolik.

- Oprócz ciebie nie znałem nigdy żadnej Oli – mówił te słowa wolno, nieprzerwanie patrząc jej w oczy – Ja wcale nie żartowałem, że chce się z tobą ożenić.

- Ciebie nie można traktować poważnie – powiedziała jakby nie do niego, jej oczy drgały niespokojnie.

- Może poszlibyśmy do kina – zaproponował.

W „Sztuce” grali akurat „Piękność dnia” z ulubiona aktorką Oli w roli głównej. Piotrowi podobała się ta piękna, nieskazitelnie elegancka blondyna o przejrzystych oczach. I bajecznie kształtnych wypukłościach, których nie skąpiła oku kamery.

- Czy każda kobieta jest taka? – spytał  z ironicznym uśmiechem, gdy po tych sado-masochostycznych, pięknych obrazkach wyszli na ulicę.

- Chyba każda jest taka trochę demoniczna, w głębi – słowa Oli pełne były dziwnego zamyślenia, jakby skrywanego bólu.

- Czy kurwizm to demonizm?

Spojrzała na niego w ten swój charakterystyczny sposób, jaki zapamiętał u niej od szkolnych lat – ten uśmieszek błąkający się wokół ust i pogardliwe wywinięcie wargi.

- Mam wrażenie, że w tej sprawie jesteś lepszym ekspertem.

- Wybacz, nie byłem nigdy kobietą, chociaż chciałbym, czasem.

Przystanęła nagle.

- Cholera, zapomniałam kwiatów.

Podał jej pakunek i slalomując między ustępującymi z drogi ludźmi popędził w stronę kina. Po chwili zjawił się  zdyszany z bukiecikiem,.

- Leżał sobie spokojnie na podłodze, na szczęście nikt go nie zdeptał.

Zacisnęła kwiaty w ręce.

- Oleńko -Piotr stał naprzeciw starając się zajrzeć w jej wymykające się gdzieś oczy, w których odbijały się kolorowe światła wystaw i przemykały jakieś cienie – Oleńko, tak bardzo mi przykro, że cię wtedy nie zatrzymałem, że pozwoliłem ci tam iść.

Odsunęła się gwałtownie.

- Nie mówmy już o tym – odwróciła głowę. Gdy dotknął jej ramienia, drżała z zimna. Padał drobny śnieg, ale wiatru nie było.

- Może przebrałabyś płaszcz?

Potrząsnęła przecząco głową.

W domu zjedli kolację i zasiedli przed telewizorem, Ktoś coś pieprzył o tragicznej sytuacji w RPA.

- Czy to pudło musi być włączone? – spytał Piotr z niechęcią.

Ola podniosła się jak automat i obraz zniknął. Solidnie już zmęczony rozłożył się na rozścielonym tapczanie i słuchał dudnienia lejącej się do wanny wody i cichego zamierającego pluskania… Wyszła z łazienki we wzorzystym opiętym szlafroku wcale nie gorsza od tej z filmu. W świetle nocnej lampki, z ciemnymi włosami rozsypanymi na poduszce, zupełnie podobna do Oli jaka śniła mu się niedawno. Postanowił, że się z nią ożeni, że spróbuje za wszelką cenę zacząć wszystko od nowa, dla niej wróci na studia i zacznie normalnie żyć – delikatnie wsunął się pod kołdrę – była tak blisko…

Z tymi włosami rozsypanymi na poduszce.

Be the first to comment.

Leave a Reply