Światło (Wolna miłość V)
Światło iskrzy się na rzeźbach i obrazach. Staruszek w złocistej szacie uśmiecha się i pyta – Czy to Piotrze, pojmiesz tę oto Aleksandrę, czy ty, Aleksandro, pojmiesz oto tego Piotra? – Piotr słyszy swój głos gdzieś daleko, gdzieś poza granicami tej wspaniałej sali współbrzmi z jej cichym „tak” – Teraz nałóżcie sobie obrączki jako symbol małżeńskiej miłości i wierności – mówi starzec i mamrocze coś pod nosem, z wpółprzymkniętymi oczami.
Muzyka sączy się jak wino, Jezus Chrystus patrzy na nich smutno z krzyża, ktoś szepcze „gorzko”, Piotr całuje ją w usta, od tych ust nie może się oderwać. Muzyka staje się coraz bardziej żywa, ksiądz patrzy na nich z przerażeniem, z podniesionymi do góry rękami. Jesteśmy jednym ciałem! -woła Piotr starając się przekrzyczeć te piętrzące się absurdalnie akordy. Ktoś wlecze za sobą olbrzymi biały całun i zarzuca mu na głowę. Piotr nie widzi nic oprócz obezwładniającej go ciepłej mgły, która wyciska z oczu łzy -–biją dzwony…
Ola rzuca się w pościeli wykrzykując jakieś słowa – jej palce zaciskają się w szarej przestrzeni. Piotr potrząsa nią gwałtownie. Patrzy na niego szeroko otwartymi oczami.
- Piotr tak trudno mi z tym żyć.
Nie odpowiada, tuli jej rękę do piersi zaciskając zęby. Ola wyrywa mu tę rękę i patrzy gdzieś przed siebie, jakby chciała tam coś zobaczyć, w tej ciemności, w tej pustce.
- Piotr, to było takie straszne. Chociaż wcale nie bolało. Czułam się tak… jakby wyjmowali mi serce, ale to było zupełnie bezbolesne… Potem… zawinięte w ligninie wrzucili do kubła. Wciąż słyszę ten trzask… Ktoś je zabrał, krzyczałam, ktoś uderzył mnie w twarz… trzeba się było nie rżnąć, ty kurwo jedna… Krzyczałam jak wariatka, gdzie jest moje dziecko?! Oddajcie mi dziecko!…
Tulił ją w ramionach…
Za oknem, w świetle zamglonego grudniowego słońca skrzył się pierwszy śnieg.. Piotr zerwał z głowy bandaż i cisnął do kąta.
- Wyjdziesz za mnie? – zapytał jak gdyby nigdy nic, gdy usiadła obok niego na tapczanie.
Nie odpowiedziała patrząc w ścianę. Oczy miała podpuchnięte.
- Musisz się z tym pogodzić, to już się nie odstanie. Będziemy mieli nowe… dziecko…
* * *
W przejściu podziemnym, zakutana szczelnie szmatami, maleńka staruszka przytupywała nad rozłożonymi na gazecie zasuszonymi bukiecikami kwiatów. Piotr wybrał ten najbardziej kolorowy.
- Czy mogę prosić cię o rękę? – spytał Oli szczękając zębami jak pies.
Na ulicy dął przenikliwy wiatr. Przytuliła się do jego boku, drżała w tym podszytym wiatrem paletku pamiętającym chyba jeszcze ogólniak. W eleganckich witrynach „Mody Polskiej” uśmiechały się debilnie manekiny wystrojone w ciepłe szmatki.
- Może wstąpimy? – zaproponował Piotr.
- Zobaczyć można.
Oglądali płaszcze w milczeniu. Ola najdłużej zatrzymała się przy jednym z nich, poszerzanym w dole, ze stójką.
- Niezły – spojrzała na metkę – Cena też.
- Przymierz – zaproponował Piotr.
- Po co?
- Zobaczymy jak ci w tym fasonie.
Po chwili przeglądała się w lustrze i widać było, że nie może od siebie w tym płaszczyku oczu oderwać. Mięciutka, ciemnobordowa wełenka znakomicie pasowała do koloru jej włosów i oczu, jakby szyty był specjalnie dla niej. Przyglądała się w lustrze to przez jedno, to przez drugie ramię; z tyłu, z przodu, kręciła się w kółko – zdjęła płaszcz z wyrazem twarzy, jaki spotkać można u dziecka, które oddać musi piękną zabawkę.
- Zapakować? – spytała ekspedientka wysztafirowana i błyszcząca, a może był to manekin z wystawy, który właśnie zmartwychwstał. Ola skinęła głowa tak jakoś niewyraźnie.
- To co? – ekspedientka przyciągnęła do siebie płaszcz z pogardliwą miną.
- Proszę nie zabierać tego płaszcza! – prawie krzyknął Piotr.
- Pani powiedziała, żeby schować.
- A ja mówię, żeby pakować!
Dziewczyna wzruszyła ramionami i zabrała się do pakowania.
- Ale ja mnie mam tyle pieniędzy – Ola spojrzała bezradnie na Piotra.
Ekspedientka przyglądała im się jadowicie trzymając w rękach obwiązany sznurkiem pakunek. Sprawiała wrażenie, jakby chciała cisnąć im go w twarz.
- Proszę wypisać paragon – powiedział Piotr rozkazująco.
- Ależ Piotr… – Ola szczypała go w ramię.
- Kupuję to dla mojej narzeczonej – przerwał jaj brutalnie. Przez jej twarz przebiegł ledwo zauważalny skurcz i nie odezwała się już słowem.
Na rynku grali hejnał – była pierwsza.
- Wstąpimy gdzieś na obiad? – spytał sucho Piotr.
Nie odpowiedziała, ale weszła za nim potulnie do „Hawełki”. W prawie pustej sali siedziało w kącie zaledwie kilka osób rozprawiając o czymś z ożywieniem. Grubawy kelner ukłonił się przed nimi bardzo nisko zamiatając serwetą czysty stolik. Zamówili po barszczu ukraińskim z uszkami, po brizolu z pieczarkami i po „Żywcu”. Jedli w milczeniu popijając pienistym piwem. Po chwili Ola odezwała się znad talerza.
- A znam tę twoją narzeczoną?
- Chyba tak – otarł usta serwetką.
- Właściwie to nie moja sprawa… tylko tak…
Dopijali piwa rozparci w wygodnych fotelikach, piana siadała jej na górnej wardze tworząc fantastyczne wąsy, które znikały po chwili.
- Zdradź chociaż jej imię – nie dawała za wygraną.
- Znasz ją doskonale.
- Tak?
Piotr zwlekał jeszcze przez chwilę i przybierając tajemniczą minę, wypalił.
- Ma na imię… Ola.
Spojrzała na niego speszona, wychylił się do niej przez stolik.
- Oprócz ciebie nie znałem nigdy żadnej Oli – mówił te słowa wolno, nieprzerwanie patrząc jej w oczy – Ja wcale nie żartowałem, że chce się z tobą ożenić.
- Ciebie nie można traktować poważnie – powiedziała jakby nie do niego, jej oczy drgały niespokojnie.
- Może poszlibyśmy do kina – zaproponował.
W „Sztuce” grali akurat „Piękność dnia” z ulubiona aktorką Oli w roli głównej. Piotrowi podobała się ta piękna, nieskazitelnie elegancka blondyna o przejrzystych oczach. I bajecznie kształtnych wypukłościach, których nie skąpiła oku kamery.
- Czy każda kobieta jest taka? – spytał z ironicznym uśmiechem, gdy po tych sado-masochostycznych, pięknych obrazkach wyszli na ulicę.
- Chyba każda jest taka trochę demoniczna, w głębi – słowa Oli pełne były dziwnego zamyślenia, jakby skrywanego bólu.
- Czy kurwizm to demonizm?
Spojrzała na niego w ten swój charakterystyczny sposób, jaki zapamiętał u niej od szkolnych lat – ten uśmieszek błąkający się wokół ust i pogardliwe wywinięcie wargi.
- Mam wrażenie, że w tej sprawie jesteś lepszym ekspertem.
- Wybacz, nie byłem nigdy kobietą, chociaż chciałbym, czasem.
Przystanęła nagle.
- Cholera, zapomniałam kwiatów.
Podał jej pakunek i slalomując między ustępującymi z drogi ludźmi popędził w stronę kina. Po chwili zjawił się zdyszany z bukiecikiem,.
- Leżał sobie spokojnie na podłodze, na szczęście nikt go nie zdeptał.
Zacisnęła kwiaty w ręce.
- Oleńko -Piotr stał naprzeciw starając się zajrzeć w jej wymykające się gdzieś oczy, w których odbijały się kolorowe światła wystaw i przemykały jakieś cienie – Oleńko, tak bardzo mi przykro, że cię wtedy nie zatrzymałem, że pozwoliłem ci tam iść.
Odsunęła się gwałtownie.
- Nie mówmy już o tym – odwróciła głowę. Gdy dotknął jej ramienia, drżała z zimna. Padał drobny śnieg, ale wiatru nie było.
- Może przebrałabyś płaszcz?
Potrząsnęła przecząco głową.
W domu zjedli kolację i zasiedli przed telewizorem, Ktoś coś pieprzył o tragicznej sytuacji w RPA.
- Czy to pudło musi być włączone? – spytał Piotr z niechęcią.
Ola podniosła się jak automat i obraz zniknął. Solidnie już zmęczony rozłożył się na rozścielonym tapczanie i słuchał dudnienia lejącej się do wanny wody i cichego zamierającego pluskania… Wyszła z łazienki we wzorzystym opiętym szlafroku wcale nie gorsza od tej z filmu. W świetle nocnej lampki, z ciemnymi włosami rozsypanymi na poduszce, zupełnie podobna do Oli jaka śniła mu się niedawno. Postanowił, że się z nią ożeni, że spróbuje za wszelką cenę zacząć wszystko od nowa, dla niej wróci na studia i zacznie normalnie żyć – delikatnie wsunął się pod kołdrę – była tak blisko…
Z tymi włosami rozsypanymi na poduszce.
Be the first to comment.