dla myszy gryzionych przez czas
dla myszy gryzionych przez czas
czas jest ziarnem
gryzionym przez myszy absolutu
ziarna są policzalne
myszy jak mleko bieleją
na granicy wyobraźniporażająca jest
bezsilność metafory rzeczownikowej
która udaje że coś wie
myszy absolutu nie wiedzą
że stały się przedmiotem penetracji
językowej
na francuską modłę nadstawiają się w ciemności
pożerając z lubością ziarnagranice wyobraźni
nie dają się sprowokować
są trwalsze od żelbetowych schronów
bowiem bezpieczniej jest rozbić się jednoznacznie
niż dryfować bezwiednie po oceanie wieloznacznego bezsensu
tak prawią uczeni służący myszom za królikiKonkludując:
Ile zostało ziaren?
Mysz jest jedna czy więcej?
Z czego zrobiona jest wyobraźnia?
Czy wystarczy żelbetowych schronów przed inwazją pustych słów?
Gdzie schronią się poeci którzy wiedzą że żelbety utkane są z sałaty słownej polityków?
Dlaczego króliki doświadczalne nie lubią myszy absolutu i absurdalnie uważają je za gryzonie pożerające ciszę które bezczelnie przejęły ich etaty?Następujące po tym szeregi zdań pytajnych zawaliły się jak wtc bo scalające je pytajniki zjadły myszy biorąc je za ziarno w istocie kto zjadł kogo nie wynika z konstrukcji gramatycznej sensu stricto nikt nie wie niczego co pozwoliłoby myśleć z optymizmem o perspektywie rozwoju wszędobylskiego acz pozbawionego trwałych fundamentów języka który udając z jednakowym powodzeniem byka czy polnego konika nie jest rzecz jasna traktowany zbyt serio przez żurnalistów urzędników i różnego autoramentu pedałów od starego roweru którzy nadają rzeczywistości ostateczny bieg.
wróć do POEMAT
dla okna przez które wyglądam
dla okna przez które wyglądam
Joli Leroch
żal mi drewnianego okna
odeszło przedwczoraj
przeciskał się przez nie wiatr
mój dobroduszny internet
teraz szczelny plastik
izoluje mnie od skóry świata
patrzę na drzewa jak na film
gdzieś na ekranie
nie widzę siebie
zziajanego z nosem przy ziemi
nie jestem już psem
ani nosorożcem
nawet trawą nie jestem
biedronką
najlichszym robakiem
bo po co
siedzę przy komputerze
klikam świat
otoczony sztucznymi tworzywami
mutuję się
tak malowniczo osobny
ustawiony
oprogramowany
układny
trup
wróć do POEMAT
dla tego co trapi książki
dla tego co trapi książki
przezacny złocisty molu
ty uczysz nietrwałości świata
przez dziury w moich sukniach
moje ciało wygląda na świat
i nic się nie wyłania
z błyszczącej rupieciarni ulic
prawdziwe są tylko złomowiska
śmietniki śmieciarki choroby
reszta to animacja agentów od reklamy
ich dezodoranty tuszują smród
lecz wiemy jakie to złudne
bo co jest bardziej prawdziwe
od zaciętych ust starej kobiety
nad trzepoczącym ciałkiem dziecka
gdy modli się by nie umarłowróć do POEMAT
dla ojca Bogusława który odszedł
dla ojca Bogusława który odszedł
ojcze Bogusławie
do ciebie się modlę
jeśli zabijam słowem gestem pożądaniem
wyprostuj sznur
na którym chciałbym się powiesić
spraw bym nie zerwał się przedwcześnie
wszak jestem omylny i hardy
nie umiem prosić ani błagać
choć posługuję się melodią litanii
zabij mnie bym nie mógł się odrodzić
o sławo Twoja która jest
o sławo moja której nie ma
sznurze przewrotny
gardzieli zachłanności
kloako pożądania
wędrówko nie pocieszona
pochwo bez miecza
korniku bez litości
jestem zaledwie korą
odpadającą od pnia
ach dopuść mnie do miąższu
daj przystęp do korzeni
zaszczep mnie wodą życia
bym nie rozsypał się w proch
ja bezimienny rab
wyjący do gwiazdwróć do POEMAT
dla podłóg z desek sosnowych
dla podłóg z desek sosnowych
korzenie wmurowane w beton ziemi
opierasz się wiatrowi moja sosno
nie rośniesz nad urwiskiem
lecz pośrodku polany
nieopodal wypalone centrum
mojego dzieciństwa
trzaskające wesoło ognisko
z twoich porzuconych gałęzi
stara jak świat sosno
dawałaś mi cień w upalne dni
zziajany uciekałem do ciebie
wtulony
nie mogłem doliczyć się szyszek
lepiących się od tajemnicy
z sercem wyrzeźbionym na twojej korze
łatwiej było mi żyć
teraz dajesz mi siłę
myśl która nas wiąże
prowadzi do jądra ziemi
nasze wspólnie osadzone korzenie
pozwalają rozpostrzeć ramiona
dostrzegam twoją koronę
niknącą w woybraźni
twoje szyszki opadają na mech
pochylam się – poczerniałe palce
zagłębiam w poszyciu z igliwia
jakiś ptak patrzy na mnie z trawy
delikatnie potrząsa łebkiem
przeczesuje dziobkiem piórka
sosno moja podłogo
pachnąca żywiczna trumno – statku gwałcący fale
twoje bocianie gniazdo wyrasta ponad horyzont
czy widzisz jak macham rękami ?
to ja
wróć do POEMAT
dla biurka ze sklejki
dla biurka ze sklejki
biurko na którym tańczę
codziennie przeciw logice
z blatu sypią się iskry
z komputera wióry
niech no podskoczy mi który
kto nie uzna mnie za demiurga
komputer to lalka z trocin
ma serce z kryształu i żyje
szmaragdowym okiem mruga
rubinowym języczkiem zachęca
do magii harry pottera
żywi się suchą karmą
dyskietką nadziewaną umysłem
obce myśli natrętnie szeleszczą
pragną by ktoś je przygarnął
ja też jestem obcy do chwili
kiedy zaczynam tańczyć
na blacie mojego biurka
rozłączony komputer psyknął
sypie trocią – zgasł ekran świata
otworzyło się moje serce
prosty puls w którym jest wszystko
trochę śmiechu łez zadufania w sobie
bajecznych planów szaleństw i klęsk
bezcelowej gonitwy podskoków bez granic
na zielonych soczystych łąkach
sam nie wiem jak to się dzieje
blat biurka obrasta bluszczem
wokół szyi plotą się dzwonki
a słońce zamienia się w jabłko
toczy do stóp moich lekkich
niedźwiedź wyłania się z cienia
podaje mi łapę kosmatą
pająki zwieszają się z uszu
tańczę z nimi rock’a
pazury splatają się z łydką
pająki łaskoczą szyję
są tak delikatne i czułe
na łysinie zasiadła wilga
kołysze się w rytmie rock’a
na dziobku perli się rosa
kwiat mi wyrasta z czaszki
a myślałem że to pustynia
ktoś mówi że dusza zaklęta
ze skroni piasek się sypie
reszta słów staje się szelestem
z gardła tryskają źródła
wargi zmieniają się w ciernie
w oczach niknące cienie
uda miechy kowalskie
w brzuchu para się tłoczy
z roznieconego w podbrzuszu płomienia
wszystko się zmienia nie do poznania
pięty walą w blat z pasją
krzyczę – czy ktoś mnie słyszy
że nic nie zastąpi mi biurka
ani jabłka kwaśnej słodyczy
naprzeciw sypiących się trocin
wirtualnych umizgów
klikam – anuluj!
mówię bez nagłośnienia
z nadzieją że ktoś mnie usłyszy -niech wilga wije gniazdo
w zagłębieniu czaszki
tańczącej na blacie stołuwróć do POEMAT
dla telefonu panasonic
dla telefonu panasonic
w grobowcu wtc
jego przenikliwy głos
przebijający się przez gruzy
sygnał odchodzącego świata
klawisze bez palców
słuchawka oderwana od ucha
dziura na łączach
płacz i zgrzytanie zębów
pomiędzy szczękami internetu
głos wyjącego w chaosie
wali się w pył duma narodów
A strach jest bardzo zwykły
wbrew opiniom dziennikarzy
pieniądze fruną do nieba
urzędnicy z teczkami
z płonącymi cyframi w palcach
zmieniają się w chmurę pyłu
lewitują na wszystkie strony
na oczach globalnej widowni
nie wierzącego
oczom
świata
wróć do POEMAT
dla suki Pusi z przepukliną
dla suki Pusi z przepukliną
pod jej wyliniały włos
stępione pazurki
ucięty ogonek
wnętrzności zagrożone uwięzią
pyszczek z malejącą ilością zębów
bezszczenne łono z czerniejącym wypustkiem sutkaszczeka pusia na świat i nie chce go opuścić
umiera z pragnienia pusia za światem który ginie
jeszcze węszy biegnie przez wilgotne łąki
rozjazgotana przeruda bogini czeka na mnie
szczeka
żem zatruł jej świat
zamknął w klatce
skazał na samotność
wieczne żebractwo
o miłość i kość
z daleka od swoich
na smyczy przed cudzym bogiem
nie klęka pusia
chytrze się wsuwa pod kołdrę
bliżej pana boga za piecem
zwinięta w kłębek
śpiwróć do POEMAT
dla syna mojego Piotra
dla syna mojego Piotra
dla Piotra jak skała
niech serca nie zatwardza
niech łączy wodę z ogniem
ziemię z powietrzem
kobietę z mężczyzną
w sobie
niech waży wszystko
lecz nie lekce
co w nim czołgają się płaczą
płaszczą
pod chwiejącym się sklepieniem
w pękającej skorupie
czasz ki
w szczelinach eksplodujące zwierzęta wyobraźni
rozwidlone języki
parują
ce oceany
kości
biel
ma
ma
a !
nogi
rę
ce
poczernia-
łe głazy
r o z p r z e s t r z e n i a j ą
c e
s i ę k a m i e n i e
s z e p
t