Szri Ramana Mahariszi
ATMA - WIDIA
(fragment poematu)
Poznanie Ducha jest rzeczą łatwą,
ze wszystkich najłatwiejszą.
1
Atman - Duch "konkretny" jest i rzeczywisty,
nawet dla najzwyklejszego człowieka.
Rzec można, iż "nelli" na dłoni
jest z Nim w porównaniu złudzeniem:
2
Duch, który w Sercu jak Słońce jaśnieje
rzeczywisty jest i wszechprzenikający.
A objawia się, gdy złudne sczezną myśli
i nie pozostanie żadnej. Bowiem to myśl
jest złudnych zjawisk i ciała przyczyną,
i tego świata ułudnych form,
co rzeczywiste zdają się być
i od Atmana zgoła niezależne.
A On wszak jeden niezmienny trwa,
stały i wieczny, jak opoka.
Gdy Duch rozbłyśnie, znika mrok,
rozprasza cierpienie, szczęśliwość sama trwa.
Marianna Bocian
TESTAMENT
nierozwiniętą jeszcze Wiecznością jest człowiek
chciałabym zostawić po sobie
źdźbło trawy nietknięte
przez mój wzrok
dotyk
rozum
wolne
nie zatrzaśnięte w więzieniu języka
chciałabym zostawić po sobie
źdźbło trawy nieponiżone
ludzkim głosem
aby przechodzący człowiek
czuciem słyszał śpiew światła
p r z e i s t a c z a j ą c e g o
chciałabym zostawić po sobie
radosną ciszę nieznanej w świętości Ziemi
wieczną rodność zieleni
niewypowiedziane Słowo
oczekującą w świętości ciszę
by mogła w człowieku wyłonić się myśl
z wiecznego Światła
pragnę pozostawić uśmiech i wdzięczność
życiu i Ziemi
jeszcze nierozwiniętym w istocie życia jest człowiek
Szczęsny Wroński
Mariannie Bocian
ŚNIŁO MI SIĘ ŻE JESTEM
śniło mi się że jestem
mniejszy od najmniejszej
mrówki
z uporem przemierzam ziarna ziemi
moje maleńkie czułki dotykają świata
blisko i z czułością
i nie potrzebuję niczego
cienia ni innego snu
światła rozświetlającego drogę
to wszystko co istnieje jest mną
tak świat po mnie wędruję
jak ja po nim
do źródła snu
Jerzy Tawłowicz
OCZEKIWANIE
Jak mam wyśpiewać
Kiedy wzrok przed zmierzchem
Jak twój profil w oknie co już był wpisany
Zanim tu przyszłaś albo zanim przyjdziesz
Przywołana muzyką skrzypiących konarów
W parku jak sen bielutkim od naszych oddechów
Na szybie na krawędziach szronu kiedy cisza
Echem się w oczach tłucze nad kolędą snu
I wciąż bez zaproszenia przywołuje cienie
Jak mam wyśpiewać
że już jesteś wiem
choć dłonie jeszcze chłodem wieją w mroźnej bieli
lecz pokój się wypełnia i drzwiom skrzydła drżą
całe do lotów i pełne nadziei.............
Eryk Ostrowski
GWIAZDA ZIEMNA
I pozostanie ciąg życia niedokończony,
nie dosłuchane szepty kwiatów, nocą,
w pierwszym dniu wiosny
czytanie listu od brata
nienapisanego.
Liczba w marmurze.
Pamięć bez daty.
Splatam zdarzenia, jak ptak gniazdo.
Ufam, że woda jest głęboka.
A głębia jest wiarą
Więc nie znam pragnienia.
Wszystko przemija.
Nawet piaski topnieją.
Coraz trudniej schylać się po gwiazdę na ziemi.
Marija Rewakowycz
ŚMIERĆ POETY
Noc zaszyła oczy, księżyc zdarł koszulę,
a z ust płynie muzyka - smużka tej
białej niedokończonej stronicy.
Pochowają cię bez krzyża, w głębokości
dębowego liścia, aby dusza szumiała
pieśnią, którą ptaki trzymają w dziobach.
Będą o tobie szumiały trawy, łozy,
przyjmą cię zeschłego, martwego
każdej jesieni ścieląc łoże.
A gdy księżyc stąpać będzie po twarzy
i zabolą oczy - pomyślisz: poeta:
to ziemia, co oddycha ciszą.
Łukasz Mańczyk
A LA BIMARCK
śledź
nie jest niczyja własnością
pływa
w morskiej zalewie
z odłowem
traci swą niepodległość
odtąd już tylko
pływa w zalewie octowej
choć śnią mu się rafy koralowe
noce spędza w magazynie obok świń
cichych świń wiszących za ryj
witaj nam, dalekomorski gościu
ty który nie ujrzysz wielkiej wody
który nie wrócisz do szkoły
którego opus vitae jest ten słoik
Julian Kawalec
CYFRY Z POBOJOWISK
W czasie wojny najłatwiej obliczyć straty w ludziach
Nie ma z tym większego kłopotu
Dane zbierają dowódcy mniejszych oddziałów
I przesyłają je do wyższych rangą dowódców
A ci z kolei do wyższych
W końcu te cyfry zgarnięte z pobojowisk
Wędrują do ludzi w eleganckich cywilnych ubraniach
Siedzących w miejscach, w których nie słychać wystrzałów i świstów
A stamtąd do zachłannych na takie coś jak straty w ludziach
Środków masowego przekazu
Straty w ludziach, cyfra obok cyfry
Znajdziesz tam wszystkie
Od 1 do 9, no i oczywiście 0
W różnych ilościach, różnie uszeregowane
Jedynka, ostry grot z urwanym prawym zadziorem
Zaczepił chyba o kość w drodze do serca i urwał się
Dwójka, zgięty kornie w uklęku skazaniec
Na próżno, tuż przed rozstrzelaniem
Błagający o darowanie życia
Trójka, górny rąbek serca odcięty odłamkiem pocisku
Czwórka, to nagie kości połamane i porzucone
Ale ręką losu ułożone dokładnie w prostokątnym porządku
Piątka, dwa łuki różnej wielkości z odciętymi cięciwami
Wypuszczone z martwych rąk
Szóstka, duża łza spływająca po mokrym łuku oczodołu
Ofiarowana matce, żonie, siostrze
Siódemka, to bez wątpienia szubienica
Na której wiesza się tych, którzy zdradzili tajemnicę
Ósemka, dwie główki bliźniąt równiutko odrąbane
I splecione nitką zakrzepłej krwi
W czasie szturmu na miasto chlubiące się
Najwyższą wieżą kościoła
Dziewiątka, kropla krwi na zerwanej gałązce
No i to zero, zero potęga nicości
Dużo zer w danych o stratach w ludziach
Dużo zer wielbiących płodność śmierci
Magdalena Węgrzynowicz Plichta
W POGONI ZA...
Kiedyś w pogoni za tanią sensacją
w dostojnym pośpiechu biegli
pod ratusz
na plac targowy
na rynek
pod pręgierz
szafot
rzadziej szubienicę.
Dziś zasiadają wygodnie
przed komputerem z Internetem
przed telewizorem
w multikinie
w głębokim fotelu
na obrotowym krześle
na dwuosobowej kanapie.
Wpatrzeni w kalejdoskop zdarzeń
z uporczywym grymasem niedowierzania
i miską popcornu
z butelką piwa
ze szklaneczką whisky
drugą ręką głaszczą
kota
psa
kochanka.
W niemym zachwycie kontemplują
katastrofy
klęski żywiołowe
upadki rządów i dynastii
podziwiając przy tym
wdzięk i profesjonalizm
reporterów dziennika
prezenterów reality show
i aktorów telenowel.
Czyżby od zarania dziejów byli
z innej gliny
obcej planety
z czwartego wymiaru
lub co gorsza samozwańczo uznali się
za wybranych
wywyższonych
nieśmiertelnych?
Wyrzekłszy się łaski
Boga,
Fortuny
Opatrzności
wierzą, że
biblijne plagi świata
zmory z pandorowej puszki
ekologiczne kataklizmy
przydarzą się
nie tutaj
nie teraz
nie im.
Kto ich tam wie?
Kto się na nich wyzna?
Kto ich rozpozna?
W pogoni za tanią
sensacją taka sama
obojętność serca.
Nic po nich, nic po nas.
I tak wszystko zmiecie
niewidoczna gilotyna czasu.
Rafał Kucharski
KWESTIA OTOCZENIA
Szczęsnemu Wrońskiemu
to już dawno nie moja wina...
rośnie mi serce zamiast mózgu
a serce się złości chodząc do tyłu -
tak czy inaczej co dwa serca to nie jedno.
myślę o matce jakby umarła
o ojcu i siostrze martwych zazwyczaj
i marzy mi się praca w prosektorium.
w płucach wzrastają mi wiersze białe
w wątrobie rymowane, piszę więc i patrzę
jak podrzynają sobie gardła nawzajem.
a gdyby, proszę pana, ani jednego wiersza
nie było
za pazuchą, to, proszę pana, znowu byśmy byli jak te drzewa,
które zapomniały zakwitnąć
i znowu by powiedzieli w radiu, że umarł
ktoś nieśmiertelny lub ktoś
kto nigdy przecież nie żył.
marzy mi się flaszka z zamkniętym w środku dżinem,
trzy życzenia, wciąż mam tylko jedno,
niech się skończy, nie wiem, wiersz, świat czy życie,
ale niech się skończy póki jeszcze odróżniam i rozumiem.
jakkolwiek będzie, to już nie moja wina, z pozorów
rzeczywistość wyciąga rękę, przepraszam panią bardzo,
ja się tylko wychowywałem wśród psychopatów
na pustych dla pani stronach,
to już dawno nie moja wina...
Małgorzata Lebda
GOSHA ®
przed użyciem
kilkakrotnie spojrzeć w oczy
właściwości i działanie:
przeciwdepresyjne
rozweselające
przy czym działanie rozpoczyna się
już po dotknięciu i utrzymuje
bezczasem
przeciwwskazania:
osoby z ortostatycznymi
zaburzeniami krążenia
uwagi: nie stosować równocześnie
z blondynkami i innymi kobietami
może to wywołać powikłania
i uszczerbek na zdrowiu
data produkcji:
widnieje na dołączonym
dowodzie
dawkowanie:
zwykle raz na dobę
lub co drugi dzień przed posiłkami
w zależności od stanu pacjenta
jeśli konieczne szybkie działanie
celowe jest zwiększenie dawki
w razie powikłań zgłosić
niezwłocznie Bogu
przechowywać w miejscu
niedostępnym
dla innych mężczyzn
brak danych o przeciwwskazaniach
do prowadzenia
pojazdów mechanicznych
i obsługi maszyn
Barbara Wrońska
UWIĘZIENI
Uwięzieni w ciemnym pokoju
obijamy się o sprzęty
boimy się łóżka
fotela i szafy
potykamy o kwiaty, dzieci, psy
Zapalone światło
jest dla nas
wybuchem super-nowej
A przecież to takie
proste
uwierzyć że stół to stół
a łóżko to łóżko
Wystarczy oswoić się
ze światem
Bogumiła Barbara Mirosławska
ŚWIATŁO
otwórz Światłu oczy
zbyt nieśmiałe jest
by przebić się przez lustra
spuszczonych powiek
tak łatwo załamać je
na przytulonych do policzka
zasłonach rzęs
i puścić w zajączki
Światło to nie zabawa
Ono i tak będzie czekać na ciebie
na końcu świata
Anna Kajtochowa
MĄDROŚĆ SOWY
Ma już wszystko
za sobą
Pohukiwania nocne
i dzienne
góry do zdobycia
doliny do zaludnienia
oswojone powietrze
wodę nie nazbyt
zatrutą
i wiele do wspominania
Siedzi na ośnieżonym
drzewie
spogląda na pełnię
księżyca
w niektóre noce
srebrem prześwietlone
i nie wie co wybrać
moc wilkołaka
czy spryt lisa
w pobliżu kurnika
Pełna wątpliwości
układa niepokorne
pióra
i rozmyśla z troską
o kruchości życia
Mądra sowa wie
że tylko w trwaniu
jego wartość błyska
i tylko trwanie
nadaje mu sens
Zdzisława Jaskulska Kaczmarek
WIERSZ ŻYJE DŁUŻEJ
Nie wiem już -
sama to wymyśliłam
czy gdzieś przeczytałam:
wiersze robi się jak swetry
tylko
swetry o wiele łatwiej
Na pociechę poetom powiem -
prawdziwy wiersz żyje dłużej
nie wyblaknie
nie potną go mole
a po latach nie sprują go
by przerobić na długi
bezmyślny szalik
mądry ciepły wiersz
ogrzeje lepiej niż
najcieplejszy sweter
Barbara Dziekańska
* * *
Kasi Sztąpce
nad ziemią
poranny zapach
pękają wrzosy
stary kopiec
ostrzy kopułę
w powietrzu cisza
...
krwawią borówki
Tadej Karabowicz
DŹWIĘK
dźwięk zabrzmiał bólem
wierzę w moje słowo jeszcze nie dopowiedziane
Ignacy S. Fiut
* * *
wilgotna noc liże twarze
bohaterów na pomnikach
sowy wróżą przyszłość
zakochanym
z konstelacji gwiazd
graficiarze sprejem polują
na pośladki białych murów
nietoperze bezszelestnie
ścigają cienie
zabłąkanych duchów
twarze na plakatach
ocierają uśmiechy
na których zasnęła
sprzedajna chciwość
żyjąca wśród nas
Wiesław Sokołowski
* * *
Pawłowi Kubiakowi
z okazji spotkania autorskiego
w Rawce, 2005
bądź
bez głowy
bez głosu
bez formy
czekaj
choć w domu
głodno i chłodno
czekaj
w ukryciu
u podnóża góry
i obserwuj
lot wielkiego
ptaka
obserwuj
jak my tu
wszyscy
fruniemy
płyniemy
kołyszmy się
i nie zdradź się
że coś za rogiem
pod sufitem
kotłuje się
tylko chwal
tak, chwal
świat jest piękny - chwal
ludzie są piękni - chwal
Bóg jest niezgłębiony - wołaj
nawet jeśli będziesz
powłóczył ledwo, ledwo
nogami - śpiewaj głośno
jak najgłośniej
tak jakbyś nie wiedział
nie dostrzegał
nie przeczuwał
że bestia i tak toruje drogę
kolejnej bestii...
Rawka, kwiecień, 2005
Lidia Lipska
PYTANIE
Jak długo można
sprzeciwiać się prawdzie wszechświata.
Jak długo może
cieszyć blask judaszowych srebrników.
Kiedy odwaga
pozwoli na przyjaźń
ze sprawiedliwymi kwiatami.
Kiedy będzie można
spojrzeć w czyste słońca
i tylko nie wiem
czy wystarczy na to wszystko sił
bo coraz mniej liści
Rafał Staniszewski
* * *
Psu Pluto
znałem kiedyś człowieka
napierdalał głową w ścianę
krzycząc
muszę to poczuć!
muszę!
co?
że żyjemy w zdeterminowanym świecie?
Czy w aureoli migoczących
gwiazdek jasnowidzenia chciał się olśnić
i czy zaprzestać
czy rozpierdolić czoło
o ściany absurdu
no
ale gwiazdki
gwiazdki są tym
dla czego
warto napierdalać głową w ścianę
Kuba Kisielewski
W PEWNEJ INTELIGENCKIEJ RODZINIE
DWA PLUS DWA PLUS PIES PLUS TOYOTA COROLLA VERSO
Ojciec wojskowy
Rozstawia córkę po pokojach
Niczym plastykowy żołnierzyk
Otwiera ogień i rozgrywa swoje Waterloo
Każde słowo nie tylko może
Ale i jest wykorzystane przeciwko niej
A matka
Matka pedagog
Nigdy nie dogadałem się z pedagogiem
Bo zawsze wiedzą wszystko lepiej
A córka
Córka uciekała z domu
Czasem zauważali że jej nie ma
Teraz już nie zauważają że jest
Pedagog umie tylko wychowywać
To za mało żeby wychowywać
A córka adoptowała nową mamę
Starą podała do dymisji
Bo mamie przyjaciółki można się wypłakać do słuchawki
Albo prosto w twarz
Bo mama przyjaciółki nie pisała doktoratu o tym jak wychowywać
córki
Skończyła zawodówkę
Danuta Perier
* * *
Okupują ławki
jak ptaki gałęzie,
każdy twardo trzyma
swoja zdobycz.
Spłoszone -
odlecą do gniazd.
Zostaną po nich
puszki z piwa,
niedopałki papierosów
i przekleństwa,
o które jutro się potkniemy
Robert Marcinkowski
JASKINIA
Czarny mangan. Czerwony tlenek żelaza.
Jaskrawobiały wapień. Pada kropla -
i na wierzchołku stalagmitu
rozpryskuje się czas.
Niecały metr na tysiąclecie:
niewiele zmieniło się tu od starożytności.
W grubym trzonie kolumny
trwa holocen: Księga Wytrącenia.
Z ziarenkami lat
spoił się los myśliwych,
którzy złożyli tu kości
obok kości upolowanych zwierząt.
Morza lodowców;
chłodny dotyk czoła...
Znów mignął odprysk
i zniknąłem w ciemności.
Arkadiusz Frania
* * *
przepływa przeze mnie rzeka
urwiste brzegi
porośnięte ostami pokrzywami
dzikim mleczem
zwabione smakiem róży
kaczki
giną
splątane w zielu
duszą się własnym łakomstwem
dno skaliste nierówne groźne
wyłożone terakotą kolczastych kamieni
wody nie zdołały złagodzić
kształtów
słońce nie potrafi prześwietlić
mętnej powierzchni
na której błąkają się ważki
osy i nenufary
przepływa przeze mnie rzeka
bez źródła
bez morza
Barbara Szczepańska "Judyta"
DYSKRECJE RODZINNE
Ani Krajewskiej
- widzę ich znowu na ganku dom jest pełen
gwaru tylko powój pnie się bezgłośnie
po murze otula ganek jak ciepły sweter
zrobiony na sierpniowych drutach
przez moją babcię
mama intonuje pieśń o lesie potem o wieczornym
dzwonie wtóruje jej prababka z Grazu łamaną
polszczyzną dalecy krewni których nie
znam i słowiki w ogrodzie
jestem w środku zapachów macierzanki
dźwięków w kwartach i tercjach i obrazów
z cergowską górą w tle
daleki kuzyn próbuje mnie uwieść wypróbowanym
tembrem głosu i egzotycznym spojrzeniem
lekko skośnych oczu jestem bliska omdlenia
ale udaję że pomyliłam pokoje
i pory roku
prababka z Grazu szuka rękawiczki
zgubionej ubiegłego lata
wujek - przyszły ksiądz zakochuje się
z wzajemnością w ostatniej chwili przed
święceniami w młodej chórzystce
z sąsiedniej parafii
zrywa się wiatr ktoś zatrzaskuje okno
mimo to czuję chłód nie pomaga
wino z porzeczek domowej roboty
ani dobre wróżby z kart stawiane
po kryjomu przez ciocię
- za chwilę zbliży się do ogrodu
linia frontu nadejdą obce armie
spłonie dom z biblią bajkami
Grimma i skrzynią z rodzinnymi
albumami
a wczesna zima brylantowym
bagnetem zetnie głowy ostatnich
słowików
Marek Pieniążek
PEJZAŻ Z DOMEM I CHMURĄ
Tutaj wiśnie dojrzewają w nieskończoność
A gorące lato
Gdy rozcałuje na słodki dżem nasze porzeczki
Toczy kulki śliwek po wszystkich ścieżkach lasu
Wzdłuż parapetu winogrona odbywają długie spacery
A gołębie wytyczają coraz większe kręgi
Na niebieskich kartkach nieba
Pajączek mniejszy od wszystkiego
Ściska w reku nitki swojej galaktyki
I kiedy otwieram okno
Odlatuje na swym dziurawym żaglu
Za dwoma białymi końmi
Które w grzywach obłoków
Roznoszą moje poduszki
Po wszystkich kątach nieba
Piotr Wroński
* * *
Nakryłem cię dzisiaj kochanie
jak przeglądałaś się w cieniu
Korzystając z tej chwili
popatrzyłem głęboko w ciebie
na usta i na oczy
Pomyślałem sobie
jaka śliczna istota
zapatrzyłem się na twoje usta
niebanalne, nieobliczalne
dzikie i delikatne
I gdy tak patrzyłem
to pomyślałem sobie, że
Bóg wyrzeźbił cię dla mnie
z wiatru i ze słońca
ulepił cię z miłości
Promieniejesz nieskończenie pięknym światłem
pomiędzy nami,
zwykłymi śmiertelnikami
ulepionymi tylko z gliny
Alicja Zemanek
PASJA WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA
Idziesz
dźwigasz na plecach
krwawe drzewo świata
upadasz
pod ciężarem podnosisz się z prochu
w środku nocy artysta
przy świetle kaganka odtwarza twoje kroki
przywołuje wieczność
w wielkim mozole pada na kolana
w ekspresowym pociągu
zanurzona w wygodnym fotelu
z słuchawkami na uszach słucham Twojej drogo
rozpisanej na głosy w najnowszym nagraniu
czy przewidziałeś mój pociąg idąc na Golgotę
grające urządzenie wielkości kamienia
z ciemności z blasku moich czasów wołam Cię myślami
czy słyszysz moje myśli z dalekiej przyszłości
moją ułomną mało świętą drogę
z głębokości wołam do Ciebie
z głębokości miękkiego fotela
z otchłani pędzącego za oknem świtu
z drogi która mija
Stanisław Nyczaj
SERCEM POJEDNANIA
Józefowi Szajnie
Jakżeż to możliwe!
Ty, coś najdotkliwiej z nas wszystkich doświadczył,
zaparłeś się bólu, krzywdy i żalu,
pałając najświętszym ogniem - przebaczenia?
I zamiast rachunku krzywd wystawiłeś -
dłoń do pojednania?
Palę się ze wstydu,
że tak zapiekle w mym sercu chowałem
szorstki kamień urazy.
Dziś kopiec wzdętej ściszonym cierpieniem
ziemi oświęcimskiej
rodzi dla wspólnej Europy - pokój.
Zrzucam nań z serca mego ciężki kamień
z ulgą
tak wielką i tak współczułą
jak z zabliźnionych ran wyrosła
Twoja serdeczna nadzieja.
Józef Bratko
WYZNANIE NIEKONIECZNE
Wiersz z cytatem z Wiktora Woroszylskiego
Odkąd piórem namaczanym w kałamarzu
Pierwszą wykaligrowałem literę
Wypadnie mi życie rozłożyć na części
Moje to wszystko co wyrosło we mnie
I co po drodze sięgnąć potrafiłem ręką
Lecz są miejsca jak jesień przydrożna
Bo były znaki jak "komety żałobne"
Na nieboskłonie wieczór krwią płonącym
I wołanie było tych
Co za sobą zamknęli granice
Inni rzuceni na bruk szukali sposobu
By nie ulec i nie dać się ponieść fali
Stopą lądu dotknąć i nie zgubić siebie
I wiarę w sobie na nowo rozpalić
Były drogi jak kondukt milczące
Prawa dzielone zwyczajem jałmużny
Radość co wybrańcy nieśli
I dłonie wzniesione salutem
Nie unieważnię moich małych kroków
Nie będę szukać usprawiedliwień
Obce mi umizgi i zginanie grzbietu
U niczyjego nie klęknę konfesjonału
I żadnych pouczeń mi nie trzeba
Mój żal pokutny moją jest własnością
Nie dla zabawy i śmiechu innych
Andrzej Krzysztof Torbus
ROZMOWA Z GWIAZDĄ
jak długo jeszcze
prowadziła będziesz
po zakamarkach ziemi
magiczna przewodniczko życia
gwiazdo koziorożca?
czuję chłodny wiatr
idący z kosmosu
twoja jaskrawość
jakby przygasła
to oznaka rozstania
(tak przynajmniej mówią astronomowie
a im trudno nie wierzyć)
jeżeli się wybierasz
na drugą stronę nieba
koniecznie zabierz mnie ze sobą
tylko przedtem wytłumacz
dlaczego
jesteśmy tacy mali
wobec siebie
Lidia Żukowska
NIE MOŻNA ZWAŻYĆ
cienia jabłoni na moich palcach
śladu tancerzy na szklącym parkiecie
tęsknoty za nowym orleanem
pomysły na namalowany obraz
skowytu ścinanych drzew
dźwięku pękających sprężyn
pocałunku wysłanego pocztą
płomienia pożerającego puszczę
utratę radości miarę rozsądku
rumieńca wstydu
barwy mroczniejącego dnia
głosu kosa o świcie
lekkości pierzastej chmury
czasu bez ciebie
moich nieważnych myśli
a to wszystko ma swoją wagę
nie mówiąc już o ważności chwili
Dorota Lorenowicz
ZŁY WYBÓR
Nie mogę
pomóc
wszystkim kotom,
odartym
z ciepłych domów,
przygarnąć
wszystkich psów
zwolnionych z wierności
i kochać
wszystkich mężczyzn
zasługujących na miłość.
Ten wybrany,
obdarzony,
właśnie odszedł...
Renata Fiałkowska
* * *
Po szczeblach łóżek
aktorów reżyserów dyrektorów
wspinałaś się na szczyt drabiny
gdzie siedzisz okrakiem
i spychasz nogami rywalki
rozsadza cię pycha
Ale jak drabina się zakołysze
jak stracisz równowagę i runiesz
ku radości czekających
będziesz już tylko z dołu
obserwować walkę koleżanek
wspinających się po łóżkach
twoich byłych przyjaciół
one będą młodsze ładniejsze
i na pewno tak samo bez skrupułów
Andrzej Hrabiec
* * *
Chodnik mego życia
epatuje regularnością szachownicy
której reguły są takie skomplikowane
czemu to moje bierki są ciągle zbijane
potykam się o emanujące spokojem budki
dewastacją ogłuchłe budki telefoniczne
ironicznie podkładają kolejny rebus
regularnie odwiedzam je by w ich
niemym towarzystwie śpiewać
kuplety o wyjątkowości
istnienia struktury
białka.
Jarosław Roman
WOŁANIE DO GENU
We mnie siedzi gen.
TEN.
Wyciąg z tożsamości.
Byt wydobyty z cienia.
(Bo blokował go allel* historii)
Równy współgenom.
Kapitalista i feudał.
Wciąż broniący swej prywatności
strzelbą choroby.
Wiem, to twoja zemsta za
odprywatnioną prywatność.
Teraz ci wstyd?
Chcesz podać się do dymisji
i wcielić w żabę?
Proszę, nie rób mi tego.
Jeszcze chcę żyć.
* allel - niepożądany gen recesywny
Danuta Maria Sułkowska
* * *
huba świetnie mieści się w dłoni
jest doskonałym spełnieniem
żądzy posiadania czegoś
w zupełności
ogarnięcia w sposób absolutny
trzymania w garści
przez chwilę
gruby język huby przylega do mojej ręki
rozpiera się jedwabiście i twardo
wciska fałdami w zakamarki mięśni
poszukuje żąda czegoś
panoszy
już nie ma w niej nic ze spokoju
i obojętności kamienia
huba nie czuje się dobrze
w objęciach moich pleców
protestuje przeciwko oddzieleniu
od drzewa życia
buntuje przeciw ciepłu i zamknięciu
jej niechęć wnika w moja skórę
mknie przewodami nerwów
dręczy krzyczy w myślach
wypycha ze świadomości wszystkie obrazy
grzyb rośnie w mojej wyobraźni
do rozmiarów monstrualnej tarczy
zjednoczonej z fałdami kory
twardością i barwą równej drzewu
trwającej pod baldachimem gałęzi
przez dziesiątki ludzkich pokoleń
przez całą drogę powrotna z lasu
obracam ją z nadzieją
na odrobinę łagodności
i akceptacji
nie mogę pomóc ani jej ani sobie
Janusz Orlicki
KLIMAT ARKTYCZNY
po co buduję mój wiersz
przenika poza słowo?
mam trzydzieści dwa lata i odgadłem
ich sens:
co mgnienie zmieniane konwencje
lub w beton zamieniony lęk
pytam o ruchomy punkt oparcia
po równi pochyłej
na brzegu -
słodka śmierć
Aleksander Jasicki
LAST MINUTE - AMERYKAŃSKI PROSPEKT
nie do wiary
ale - z tego co mówią
to nikt nie wie,
czy zbudzi się równie radośnie
jak to nam obiecywał kolorowy prospekt...
z powietrza
ot, weźmy na przykład z takiej Ameryki -
o, stamtąd może to wyglądać
całkiem nieźle...
tu
spirytus światła za dnia nie upija
spirytus światła w dzień obmywa
nocne rany -
to boli, zwłaszcza jeżeli się czyta
że owe latające obok osobniki
mają swoje mózgi
a co ważniejsze - serca!
każdy, kto nadlatuje - ten jest przyjacielem,
o ile nie leci w twoim kierunku...
wymyśliłem to w chwili, gdy
na serbskie biwaki spadała nowa plaga alianckich
moskitów;
siedzieliśmy na campingu
gdzieś w Europie,
dosłownie o parę mil stamtad -
Culex pipiens - zjednoczone siły
kłuły do nas tej nocy jeszcze wielokrotnie,
tak podobno muszą
aby cel ataku nie stanął im
ością w gardle
cel ataku,
cel ataku... a któż zna
ich p r a w d z i w y cel?...
- masz to swoje
wydumane last minute,
masz to swoje zwlekanie na ostatnią chwilę
masz za swoje,
jak w banku to masz!
- moja nowa
amerykańska
przyjaciółko
Barbara Rosiek
* * *
przeżyłam to
jak śpiąca królewna
(lagactil jest snem nieoczekiwanym)
jednym dotknięciem igły
zostałam zaczarowana
dom wariatów jest dobrym miejscem
dla oczekujących po wymarzony obłęd
o -
nie każdy musi w niego popadać
trzeba być zmęczonym bardzo zmęczonym
szklankami tramwajem
uśmiechem dla umierających
kochankiem który nie odczuwa przyjemności
sobą sobą
ciałem z odleżyną na prawym palcu
zapachem potu
schodami nie do pokonania
skurczem mięśni twarzy
zapomnianym językiem
mowa zmienia się w wieżę Babel
dlatego dobrze nam jest - uroczyście
w samotne wieczory nadchodzi
ciepły głos którego nie przeraża krzyk
sanitariusza
ochrania podśpiewuje
głos każe odejść
- i jak go posłuchasz
nikomu nie powiesz
- przeżyłam to
Joanna Babiarz-Król
KIEDY BĘDĘ STARA
kiedy będę stara
ubiorę różową kieckę
niebieski kapelusz
brązowy szalik
koronkowe rękawiczki
a makijaż
będę miała jesienny
tych kilka złotych
które dostanę
wydam na czekoladę i koniak
zjem
wypiję sama
a wnukom powiem
że nie mam grosza
nawet na bułkę
zacznę biegać
po ulicach
na krawężniku odpocznę
w perfumeriach opanuję
dostępne
próbki perfum
w drodze do domu
gdy zacznie padać deszcz
będę bawić
bose stopy w kałuży
puszczać kaczki w sadzawce
igrać z sąsiadami ich domofonem
zacznę też gwizdać na szpaki i wrony
i koniecznie nauczę się pluć
jak najdalej...
Maria Duszka
PRAWIE WSZYSCY BYLI ODWRÓCENI
to był piękny październik
Szymborska właśnie otrzymała nagrodę Nobla
do mnie codziennie przychodził
pijany kryminalista
twierdził że mnie kocha
i jeśli z nim nie będę
to zabije mnie i siebie
radziłam aby zaczął od siebie
nie zauważył dowcipu
policjanci mówili
że mogą coś zrobić
dopiero kiedy mnie zabije
vip od kultury stwierdził:
nic dziwnego że panią to spotyka
skoro pisze pani takie wiersze
jeden z wielu moich braci oznajmił:
musisz liczyć na siebie
mężczyzna mojego życia
o którym pisałam moje najlepsze wiersze
powiedział: mnie to omija
bo ja jestem tu
a to się dzieje tam
właśnie wtedy Pan Bóg uświadomił mi
że oczekuje ode mnie wdzięczności
za życie takie
jakim ono jest
żyję
jestem wdzięczna
Marcin Kania
Droga z niewoli, którą jest życie prowadzi przez niewolę
samotności
Roman Karst
Kafka to K.
Walter Hilsbeher
* * *
(patchwork lines)
niewyspany, czeka
powinien być teraz w kancelarii, w banku,
u pani Grubach, u kobiety która za dnia przyjmuje gości leżąc
a wieczorami nalewa im piwo, zimne piwo w niespokojną noc
powinien być teraz w wielu innych miejscach.
jest w głowie.
Kafka milknie.
samotność staje się
precyzyjnie skonstruowanym więzieniem
gdzie ilość dni jest równa
liczbie spotkań i odwiedzin
gdzie więzi ze światem należy zerwać
mając nadzieję na przetrwanie
Kafka czeka.
w niedefiniowalnym uniwersum łóżek i pokoi
wyczerpujące wędkowanie w wannie
oddala niecierpliwych siepaczy.
oni zdążą.
Marzena Dąbrowa - Szatko
PORANEK 11 WRZEŚNIA - PRÓBA REKONSTRUKCJI
jak co rano
rozsypane włosy żony
na poduszce
ciepły zapach
tost i czarna kawa
z mlekiem
rozbielają noc
za oknem
autostrada
wędrowna muzyka
fotoplastikon ostatnich godzin
nad nieruchomą
kierownicą
zjazd
w szachownicę bloków
w błyszczące tunele
ulic ze szkła i betonu
podziemna droga
do wind
zdążył
na ostatni moment
przed zatrzaśnięciem drzwi
jeszcze tylko
wycisnął z pamięci telefonu
pierwszy ostatni numer
powiedział jestem
na osiemdziesątym dziewiątym
pietrze chyba
coś w nas uderzyło
jest dziwnie
goraco kocham
powiedział
wokół płonął
chór głosów
Marcin Gołąb
PTAKI POTRUCHLAŁY
Halny -
W pierśnicach "De profundis"
kotły w pniach - -
las na kolana
na twarz
- - mocny dał znak
Wojciech Wiercioch
MARNOŚĆ
Gdy ci się dobrze wiedzie, ciesz się z tego,
a wiedzie ci się źle, wtedy to rozważ -
naucza Kohelet, wesoły pesymista.
A ja wyglądam (jak błazen) przez okno...
Pada śnieg, zapada zmrok, wypada
napisać wiersz (zamiast listu).
Drewniany dom sąsiadki
przenosi mnie w góry,
co jednak nie przynosi mi błogości.
Robert Frost - w tłumaczeniu
Barańczaka - niczego nie tłumaczy.
Śnieg w ogrodzie, śnieg w książce,
śnieg wieczny i zeszłowieczny -
to tylko pogoń za wiatrem.
Wolny jak ślimak, wolny jak ptak -
uciekam w obraz Bruegla:
"Zimowy pejzaż z pułapką na ptaki".
Zostaję schwytany na zimnym uczynku.
Jolanta Szumska-Wiercioch
RACHUNEK RÓŻNICZKOWY
kto ma na ziemi takie niebo
ciąg nieskończony w człowieku
boską matrycę pokonującą
przestrzeń i czas?
szukałam odpowiedzi u źródeł rzek
szperałam w korzeniach ziemi
o sztukę bycia człowiekiem
pytała umarłych i gwiazd
potem zasięgnęłam języka u żywych
ktoś mówił o przemienności
ktoś płakał nad rozbieżnością
u wielu ciąg rosnący malał co dnia
zdefiniowałam warunki wystarczające
i konieczne ekstrema
punkty przecięcia granice
najpewniejszą była śmierć
przez kilka minut twój list przede mną
jak bryła lodu umacniał swoją pozycję
ciągiem skończonym
nie byłam zaskoczona
od miesiąca wykres asymptoty uczuć
wskazywał różniczkowy błąd
odległość między nami
szybko rosła
zamknęłam powieki
ciąg paradoksów osiągnął granicę
papier spłonął
tycjanowskim rumieńcem
Marta Regnowska
SUBTELNE TRANSFORMACJE
kolejny raz się udało wróciłam do domu
moja nieobecność niczego nie zmieniła
chłód znaczy ślad oddechu i uciekających myśli
zapach kadzideł oplata ciała książek których
z pewnością nie zdążę już przeczytać bo palę
za sobą mosty buduję barykady
marzę o subtelnej transformacji czasu
naprawdę chcę porzucić strategiczne manewry
pisać wiersze
nie myśleć o wojnie
Ula Struzikowska
* * *
godzina po zmroku
aniołowie zmęczeni głupotą
umierając spadają
z górnych półek nieba
w kącie pokoju
sen leczy się na nerwy
pies pod krzesłem przestał się
drapać
śpi
półżywy w ciszy głośniejszej
od martwego rocka
czas popycha ku nieuniknionemu
masę marionetek
wysypujących się
z tramwajów
pędzących torem
odznaczeń z plastiku
ona zrywa tulipany
gdzieś
po cichu
sobie
nie nadążą
zamęt w głowie
dźwiga sufit
on
zamyka się
w szafie bez dna
tylko rybki wołają o pokarm
Joanna Małecka
* * *
dlaczego nie pozwoliłeś mi rosnąć na drzewie
zamieniłeś mi oczy w dwa księżyce
schowałeś noc do kieszeni
dlaczego kazałeś mi płynąć w białym śpiewie
i w przestrzeni w zamyśleniu przezwyciężyć mrok
z tobą poszedłbym za białym królikiem
z tobą spadłbym z drzewa
i złapał księżyc do słoika
z tobą wspiąłbym się na płatek róży
z tobą wskoczyłbym do czarnej dziury
i zasnął z jeżem w kieszeni
Agnieszka Wrońska
PIETA
znowu widziałam Cię cierpiącego
czy mam płakać?
a może mam Ci współczuć?
nie mów że cierpisz za mnie
przecież wiesz że to ja
codziennie umieram
za ciebie
Joachim Neander
ŚMIERĆ HAMLETA
po jakiegoż diabła wykrył kłamstwa
czemu uparł się przy prawdzie
zginęli wszyscy
i on ostatni
być albo nie być
było głupim pytaniem
a trafna odpowiedź
jest milczeniem
tragedia zakończyła się
nadeszła pora szczurów
wyłażą już ze swoich dziur
i przemykają przez komnaty
piskiem przywołują Poloniusza
który zmartwychwstał
trzeciego dnia
bo szczur jako zasada
jest nieśmiertelny
Katarzyna Miarczyńska
PO WIZYCIE W PRACOWNI RZEŹBIARZA
GUSTAWA CHADYNY
już wie że kamień
urodzi mu córkę
na razie dotyka kanciastych krawędzi
głaszcze czule
i oswaja dłutem
wystukuje zaklęcia
szuka pięty
i ucha
jego ręce
tuliły niejedną bryłę
ale tej wykuł już serce
Paweł Kubiak
TRWAŁE LEPIENIE Z PROCHU
Taka skalność
mocarna na wysokościach,
mogąca gniazdo orła
dźwignąć w pokolenia.
Nadzieja.
Taka przestrzeń
gęsta u podnóżka Pana,
co uniesie aż tyle
słabości.
Nasze znaki, gliniane
Młyny pragnień -
grzmią dzwonkami powojów.
Wysoko.
Stanisław Czerniak
ŻE
Tytuł książki: nagie "że" *
Zanim będziesz, jaki jesteś,
przed podmiotem i językiem,
cielesnością i ziemskością
"że" powierza cię wahadłu,
a to waha się i waha:
tu byt, tam niebyt,
tu sapiens, tam pies.
Niczym białym skrzydłem
dobry anioł "że"
twoim przedistnieniem macha
aż cię wreszcie - przypadkiem - wy - "że" - rza.
Tak, to cud,
że jest "jest",
że zdarzył się pan i pies,
że nam się przytrafiło dobre, ślepe "że".
* Franz Josef Wetz, Das nackte Dass, Zur Frage der Faktizitat, Pfullingen 1990
Marianna Bocian
- motto -
śni mi się mowa... jak pieśń żałobna na pogrzebie ojca... jak ciepłe ręce nocą matki... jak brzuch jej pełny siostry młodszej... jak alkohol pierwszy raz pity... jak chorał... jak znicz na cmentarzu północą... jak krew powstańców wszystkich polskich powstań. jak jeszcze Polska...
śni mi się poezja jak morze w sztormie i piorunobiciu... jak zapach macierzanek w lipcu... jak cisza w Oświęcimiu... jak przelot kruka nad Katyniem... śni mi się mowa jak hostia nad wiernymi w kościele przestrzennym w którym na podniesienie... los Hubalczyków... jak jeszcze Polska... jak kłosy żyta... jak człowiek
śni mi się mowa jak nieboskłon nocy sierpniowej w sierści gwiazd... jak noc pierwsza w ramionach mężczyzny... jak strzał w tył głowy człowieka, że śmiał się narodzić jak ty którego znam po krwi naszej śmiertelnej w sarkofagach wawelskich... jak ręce lekarza nad brzuchem rodzącej kobiety... jak łagodność falowania zbóż... śni mi się mowa jak cień skazańca i gilotyna... jak uniwersytety i przedszkola... jak ciepła skóra dziecka i jak zdrowaś wiaro w człowieka... jak to co jest a być nie powinno... jak usta Krwawiące w Słowackim... jak samotność Norwida... jak rok Osiemnasty i rok Czterdziesty Piąty... jak Salve Regina... jak wieczne odpoczywanie racz zmarłym dać Panie... śni mi się mowa pod nożem brata po języku polskim... jak Szela i jak Zmartwychwstaniec... jak pokoleń wołanie... przybądź nam ku pomocy... i wyrwij nas z potężnych nieprzyjaciół mocy... śni mi się życie człowiecze... a w nim cierpienie i cicha radość z wiary że JESTEM tu jeszcze życiemmmmmm...
|